„Nie obsługujemy Czechów, widziałeś ten znak?!” Pojechaliśmy do kopalni Turów

Od Specjalnego Sprawozdawcy w Polsce.

„Poproszę o placki ziemniaczane” wybieram z menu restauracji na obrzeżach Bogatyny, w pobliżu domów z prefabrykatów. Miasto położone jest bezpośrednio przy kopalni węgla brunatnego Turów, na wąskim cyplu Polski między Czechami a Niemcami.

„Być może widziałeś, że na drzwiach było napisane, że nie obsługujemy Czechów”, odpowiada stanowczo kelnerka. Może zdradził mnie czeski akcent, może nie jestem zbyt blisko typowych lokalnych klientów. Znak na drzwiach wejściowych jest naprawdę trudny do zignorowania. Przedstawia imitację czeskiego kreta z ochronnym hełmem i łopatą oraz polski napis „Nie służymy Czechom!!!”.

Fot. Filip Harzer, Lista aktualności

Restauracja w Bogatynie, która nie obsługuje Czechów.

„Ale znasz sytuację. To nie moja decyzja, nie jestem tu odpowiedzialna, jestem tylko pracownikiem” – dodaje kelnerka, dodając, że „środek” wszedł w życie w tym tygodniu. fakt, że przyjechałem z daleka z Berlina. „Cóż, trzeba zjeść gdzie indziej, to nasze zamówienie od szefa. Teraz, gdy sytuacja się zaostrzyła, każą nam zapłacić grzywnę. Wszyscy mówią, że to przez Czechów. Nie jestem zaangażowany ”- dodaje personel niezbyt przyjaznym tonem. Tutejsza knajpa nie będzie miała dużej straty, bo mówi się, że Czesi przyjeżdżają tu mniej. – W Lidle i Biedronkach jest ich więcej – dodaje kelnerka.

Właściciel restauracji zajmuje jedno ze stanowisk kierowniczych w kopalni Turów. Czechy obwiniają eksploatację polskiej odkrywki za znaczne zmniejszenie rezerw wód gruntowych na terenie Czech oraz inne negatywne skutki, takie jak pył i hałas. Polacy od dawna zaprzeczają lub marginalizują wpływ kopalni po czeskiej stronie. Kopalnia jest własnością i jest zarządzana przez PGE, w bliskim sąsiedztwie granic z Czechami i Niemcami, w których decydujący głos ma państwo polskie.

Czechy pozwały Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w lutym br. 21 maja nakazał wstrzymanie wydobycia jako środek wstępny. Polska nie przestrzega jednak przepisów i kopalnia nadal działa. Dlatego Czechy skierowały do ​​sądu propozycję sankcji wobec Polski, a sąd UE przyjął ją w poniedziałek. Polska musi płacić karę w wysokości pół miliona euro dziennie (około 12,7 mln koron) za nieprzestrzeganie środków.

Decyzja unijnego trybunału wywołała napięte reakcje wielu polskich polityków, ale także związków górniczych, którzy chcą blokować autostrady i demonstrować bezpośrednio przed luksemburskim sądem. Nasiliła się też retoryka wobec Czech, a premier Mateusz Morawiecki w ostatniej chwili odwołał swój udział w imprezie w Budapeszcie, gdzie obecny był także premier Czech Andrej Babiš.

W dniu dzisiejszym odbyło się spotkanie zespołów eksperckich z obu stron, a minister środowiska powiedział, że „dostrzega znaczącą zmianę w niektórych punktach”. W poniedziałek będzie negocjował ze swoim polskim odpowiednikiem, po czym eksperci spotkają się ponownie.

Brabec nie chciał mówić konkretnie o możliwej umowie. „Dopóki wszystko nie jest uzgodnione, nic nie jest uzgodnione. Było jednak kilka punktów, które były bardzo kontrowersyjne. Dzisiaj, po negocjacjach, widzę ewolucję niektórych punktów i zobaczymy. Nie chcę się materializować” – powiedział.

„Nie będę tego komentować”

Na wiosnę, po wydaniu wyroku sądowego, w górniczej miejscowości Bogatyna i jej okolicach pojawiły się napisy „Nie służymy Czechom”. W tym tygodniu wrócili do drzwi co najmniej jednej transakcji. Miejscowi, do których podszedłem wokół restauracji, niechętnie komentowali.

„Nie wiem, nie mieszkam tutaj, jestem z wybrzeża, jestem tu od jakiegoś czasu” – powiedział mi pan na przystanku autobusowym tuż przed restauracją. Nie chce ujawnić swojego imienia. „Nie będę tego komentował, bo mieszkam gdzie indziej” – powtarza starszy mężczyzna, gdy pytam go, czy uważa, że ​​Czechy nie są odpowiednio obsługiwane.

Fot. Filip Harzer, Lista aktualności

Restauracja na obrzeżach Bogatyny, Polska.

Nawet spacerowicz z psem nie zna znaku znajdującego się kilka metrów dalej. „Tak? Poważnie? brak zdania w sporze o Turów. – Nie obchodzi mnie to – dodaje. Podobnie jak pan na przystanku, nie chce zdradzić swojego nazwiska.

Radek, który pracuje w Turowie, nawet nie myśli o znaku z kretem. „Cóż, idź gdzie indziej, jeśli jesteś głodny”, radzi mi. „Działa tak samo po drugiej stronie, Czesi. Ludzie też się denerwują w pracy. Sytuacja jest napięta. Osobiście nie mam nic przeciwko tobie, mimo że pracuję w kopalni. Są tysiące ludzi, jeśli stracą pracę , to co by się stało?” – wyjaśnia. Chce kompromisu na najwyższym szczeblu w sporze czesko-polskim.

Czesi też chcą pieniędzy

Według niego sytuacja jest skomplikowana, a winę ponosi polski rząd, który zasnął. „Właśnie wtedy do nas dotarło. Ale Czesi też chcą pieniędzy, żeby wyciągnąć z tego jak najwięcej” – uważa. Dołączył też do Rosarii Silvy de Lapuerta, sędziny Trybunału Sprawiedliwości UE, która w poniedziałek zdecydowała o środkach tymczasowych i karze dla Polski: „Ona nie ma pojęcia, jak to działa zamykanie kopalni, to tysiące ludzi”.

Na moją argumentację, że nikt nie prosi ani nie nakazuje trwałego zamknięcia kopalni, odpowiada: „Cóż, Czesi poprosili o wstępne środki wstrzymania eksploatacji, a wtedy elektrownia węglowa zostanie zamknięta”. brakuje.

Milton Harris

„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *