Byłby to bardzo ryzykowny plan z niepewnym wynikiem, ale przynajmniej Polska uważa, że należy go wypróbować. Chce złożyć propozycję wysłania wojsk pokojowych do rozdartego wojną kraju nadzwyczajny szczyt NATO w tym tygodniu. Czy taki plan jest w ogóle realistyczny i co może przynieść?
Polski wicepremier Jarosław Kaczyński jako pierwszy podczas wizyty w Kijowie mówił o propozycji wysłania misji pokojowej. Następnie oficjalnie potwierdził to premier Mateusz Morawiecki, który dodał, że członkowie takiej misji powinni być w stanie się bronić. Początkowe reakcje na plan warszawski były bardzo powściągliwe, sprzeciwiał się kanclerz Niemiec Olaf Scholz i inni.
„W tym momencie nie wyobrażam sobie, jak to powinno wyglądać” Dołączył również słowacki minister obrony Jaroslav Nai. W tej sprawie miarodajne będzie również stanowisko Stanów Zjednoczonych jako najsilniejszego członka NATO, o czym najprawdopodobniej na czwartkowym szczycie poinformuje prezydent USA Joe Biden. Następnie w piątek pojedzie do Polski.
Zdaniem byłego szefa Sztabu Generalnego Armii Republiki Czeskiej Jiříego Šedivý’ego wysłanie sił pokojowych na rozdartą wojną Ukrainę jest niezwykle mało prawdopodobne. „To co proponują Polacy jest moim zdaniem nieosiągalne” powiedział Nový Čas Šedivý.
„Po pierwsze taka misja musi być odpowiednio przygotowana i musi mieć odpowiedni mandat. Po drugie, jeśli oznaczałoby to, że kontyngent tylko tam pojedzie i nie będzie miał wystarczająco silnego mandatu, to cała misja jest skazana na niepowodzenie.” – wyjaśnia były wysoki przedstawiciel armii czeskiej. Według niego, gdyby misja miała silny mandat, wysłane wojska powinny być na tyle silne, aby przełamać ewentualny opór wobec realizacji ich celu. ”, obawia się Šedivý.
Grey: Misja stałaby się stroną konfliktu
Według niego, powszechną praktyką jest, że obie strony konfliktu muszą wyrazić zgodę na rozmieszczenie misji. „Nie ma to jeszcze zastosowania w tym przypadku, ponieważ Rosjanie by tego nie uszanowali. Postawiłoby to kontyngent w sytuacji, w której musieliby rozpocząć walkę. Mogliby stać się obiektem ataku, ich mandat de facto nie zostałby zrealizowany i ci żołnierze prawdopodobnie stopniowo staliby się jedną z walczących stron – ostrzega Šedivý.
Według niego ewentualna misja na Ukrainie mogłaby teoretycznie należeć do kategorii tzw. wymuszania pokoju, do której można by zaliczyć pierwszą i drugą wojnę w Zatoce Perskiej ze zmrużonymi oczami. Jednak warunki i okoliczności na Ukrainie są teraz zupełnie inne.
Gdyby Polsce udało się zrealizować swoją propozycję, jak by to wyglądało? Jest jeszcze przedwcześnie na spekulacje na ten temat, zależałoby to głównie od mandatu, jaki wyznaczy mu organizacja założycielska, czyli ONZ.
„Zdecydowana większość misji musi nadal mieć rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ lub innej organizacji międzynarodowej, takiej jak OBWE. Ich mandat mówi im, na jakich warunkach wkraczają na te terytoria. Wcześniej osiągnięto porozumienia z obiema stronami dotyczące poszanowania nadchodzących wojsk. Mandat misji, a także postanowienia tych kontraktów, często szczegółowo regulują rodzaj sprzętu, jakim dysponują żołnierze tego kontyngentu, na przykład, że nie mają czołgów, czy też nie mają większego kalibru. niż 100 milimetrów, a także warunki, w jakich mogą użyć siły”, wyjaśnia Šedivý.
„Irytująco skromny fan Twittera. Skłonny do napadów apatii. Gracz. Certyfikowany geek muzyczny. Twórca. Zapalony odkrywca. Student-amator”.