Rosyjska inwazja na Ukrainę objawiła się w Polsce czymś więcej niż tylko napływem uchodźców, głównie kobiet i dzieci. Historyczny przeciwnik Polski – Rosja – wydaje się dążyć do ekspansji, która może uwikłać Warszawę w szerszy konflikt o potencjalnie katastrofalnych skutkach i zagrozić układom pozimnowojennym, które przyczyniły się do dobrobytu i sukcesu tego kraju.
Uczucie niepokoju jest wyraźnie widoczne, nawet jeśli życie w miastach takich jak Warszawa czy Kraków wydaje się toczyć normalnym, choć gorączkowym tempem. „Tak, polskie społeczeństwo jest przerażone” – powiedział Sławomir Dębski, polski ekspert ds. polityki zagranicznej, który doradzał kilku polskim rządom.
„Całe społeczeństwo zdaje sobie sprawę, jak straszna, straszna i dramatyczna może być każda konfrontacja z Rosją”.
Polska jest członkiem zarówno Unii Europejskiej, jak i kierowanego przez USA Sojuszu Północnoatlantyckiego, co rozwiewa obawy, że wysiłki Moskwy na rzecz przywrócenia „Wielkiej Rosji” mogą w końcu przenieść się na Polskę.
Polska dzieli z Rosją 232-kilometrową granicę i ma za sobą setki lat kontrowersyjnego współistnienia i głębokiej wzajemnej nieufności. Dla niektórych, zwłaszcza tych, którzy przeżyli zimną wojnę, tarcza NATO nie wydaje się wystarczająco silna.
NATO to „tylko nazwa” – mówi 61-letnia Dorota Karpińska, która prowadzi jeden z wielu ulicznych straganów z przekąskami (obwarzanek – tradycyjne polskie ciasto zawijane w okrąg). „Kto wie, co robią”.
Czytaj więcej Pekin nie szczędził krytyki: sankcje wobec Rosji to broń, NATO przyczyniło się do wojny
Polacy urodzeni w epoce postkomunistycznej mniej niż starsze pokolenia boją się konfliktów w swoim kraju. Jednak rosyjska inwazja na Ukrainę była dla nich także dzwonkiem alarmowym.
„Starsi ludzie, tacy jak moi rodzice, mają wrażenie, że Rosja może w każdej chwili zaatakować” – powiedział 24-letni student Andrzej Piszczek, siedząc w kawiarni owinięty niebieskim kocem papierosowego dymu. „Mówią: 'Nigdy nie wiadomo. Musisz się przygotować, musisz kupić mąkę, benzynę”.
Wielu dodaje, że obecna sytuacja jest zupełnie inna niż podczas zimnej wojny, kiedy powszechnie uważano, że ani Rosja, ani Zachód nie uciekną się do użycia broni jądrowej, która mogłaby zniszczyć znaczną część planety. Ale teraz, w związku z inwazją rosyjskiego prezydenta Władimira Putina na Ukrainę i jego nuklearnymi groźbami, takiego poczucia bezpieczeństwa nie ma.
– Nuklearny szantaż jest teraz na porządku dziennym – powiedział Włodzimierz Marciniak, politolog i były ambasador RP w Rosji. „To już nie jest zimna wojna, jest dość gorąco i jest tuż obok” – dodał.
Czytaj więcej Rosjanie użyli pocisków naddźwiękowych Kinjala. Nie ma przed nimi obrony
Ulice starego Krakowa stały się ostatnio świadkiem nowego zjawiska: nieuzbrojonych żołnierzy amerykańskich w wojskowych mundurach przechadzają się po centrum miasta, oglądają wystawy sklepowe, odwiedzają miejsca turystyczne, zatrzymują się na kawę.
Wieloletni mieszkańcy twierdzą, że grupy umundurowanych żołnierzy pojawiły się tutaj dopiero w ostatnich dniach, po inwazji Rosji na Ukrainę i tworzeniu sił amerykańskich w Polsce.
Niedawno tego popołudnia Magda, 39-letnia kelnerka w restauracji, zapytała grupę amerykańskich żołnierzy, czy mogłaby zrobić sobie z nimi selfie. Magda, która nie ujawniłaby swojego pełnego imienia i nazwiska, mówi, że obecność amerykańskich żołnierzy budzi zarówno poczucie pewności, że Ameryka zasłania polskie plecy, jak i obawę, że nadejdzie większy konflikt.
Polska prasa donosi o wzroście liczby wniosków paszportowych od tych, którzy w razie potrzeby chcą mieć możliwość szybkiego opuszczenia kraju. Władze odnotowują także rosnącą liczbę nowych rekrutów w wojskach obrony terytorialnej, które są rodzajem rezerwowego komponentu armii.
Konflikt i jego możliwe konsekwencje dla Polski są przedmiotem codziennych rozmów – w sklepach, środkach komunikacji miejskiej, parkach i gospodarstwach domowych. Telewizory w barach, restauracjach i domach transmitują nerwowym widzom najnowsze wydarzenia.
„Więc co się dzisiaj dzieje?”, zapytał niedawno mężczyzna stojący w kolejce w warszawskim sklepie spożywczym do innego klienta. W ogóle nie musiał wspominać o Rosji czy Ukrainie, obaj wiedzieli, o czym mówią.
Czytaj więcej Ławrow grozi Słowacji. Czy powinniśmy się bać, czy nie zostaniemy uderzeni w nos?
Na ulicach widnieją ukraińskie flagi i odznaki z klapami, a na murach widnieją napisy potwierdzające „solidarność” z Ukrainą. „Możemy powiedzieć, że każdy z nas jest teraz w stanie wojny. Walczymy, bo każdy robi, co może, aby pomóc” – powiedział 19-letni Mikołaj Szlachta, jeden z wielu wolontariuszy w zielonych kamizelkach pomagających tłumom wyczerpanych ukraińskich uchodźców na Główny dworzec kolejowy w Krakowie.
Wielu Polaków widzi w scenariuszu zagłady rozgrywającym się na sąsiedniej Ukrainie coś, co może wydarzyć się w Polsce, uwikłanej od wieków w walkę o władzę między Rosją, Niemcami i dawnymi Austro-Węgrami.
Ślady ostatniej wojny światowej nie wszędzie w Polsce są daleko. Na początku II wojny światowej napadły tu nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki, powodując oszałamiającą śmierć.
Dzielnica Kazimierz od dawna jest sercem krakowskiej społeczności żydowskiej, która przed pogromem hitlerowskim stanowiła około jednej czwartej przedwojennej populacji miasta. Dawna dzielnica żydowska jest obecnie miejscem modnych barów, kawiarni i butikowych hoteli. W centrum Krakowa można wsiąść do autobusu, który po godzinie jazdy na zachód zabierze Cię do niesławnego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz.
Strach przed Rosją po inwazji dotknął także sferę kulturalną. Orkiestra Warszawska niedawno zdecydowała się poświęcić swój występ Ukrainie i zrezygnowała z projektu koncertu fortepianowego rosyjskiego kompozytora Siergieja Rachmaninowa. Orkiestra zastępuje go koncertem polskiego wirtuoza Fryderyka Chopina.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.