Polacy chcą misji wojskowej na Ukrainie. Liczyli także na Heger
Wysłał je polski wicepremier w Kijowie. Twierdzi, że konieczne będzie wysłanie na Ukrainę” rozszerzona misja wojskowa NATO,. Formalnie ma mieć status pokoju, ale w rzeczywistości powinien być „zdolny do samoobrony i działania na terytorium Ukrainy”.
Doprecyzował, że powinna to być zbrojna „struktura międzynarodowa”, która będzie działać na Ukrainie. Mówił o niej w obecności premierów Czech i Słowenii, wśród których zaproszono także Hegera (ostatecznie odmówił wyjazdu do Kijowa i przeprosił). Nie wiemy, czy Kaczyński konsultował swoje śmiałe plany z partnerami. Ale przedstawił ich jako część większej grupy przywódców Europy Wschodniej.
To były niezwykle mocne słowa. Gdyby były wypełnione, mogłoby to mieć poważne konsekwencje. Specjalnie dla Europy Wschodniej.
Unia Europejska natychmiast zrezygnowała z tej inicjatywy. Zaraz po słowach Kaczyńskiego pojawiło się oświadczenie z Brukseli, że UE nie udzieliła premierom krajów Europy Środkowej oficjalnego mandatu do podejmowania inicjatyw w Kijowie. Klub zachodnioeuropejski powinien zachowywać się podobnie z powściągliwością w NATO.
Samo kierownictwo NATO powtarza, że nie ma zamiaru ryzykować bezpośredniego konfliktu zbrojnego z Rosją.
Ponadto rząd USA odrzucił propozycje Polski (Słowacji) dotyczące międzynarodowego formatu uzbrojenia Ukrainy w samoloty lub rakiety. Przyznał to również były ambasador NATO Tomáš Valášek: Amerykanie odmówili podjęcia ryzyka dystrybucji broni do siebie lub do Sojuszu, pozostawiając europejskie państwa z pytaniem: „Czy możliwe są dostawy ciężkiego sprzętu wojskowego na Ukrainę.
Według Valáška, w tych okolicznościach Słowacja powinna zostać utrzymana.
W przeciwnym razie właśnie to – uzbrojenie Ukrainy przez sąsiednie państwa – jest prawdopodobnie sednem problemu, z którym borykają się obecnie Polacy. I dla których wzywają do międzynarodowej misji wojskowej na Ukrainie.
Szybki rosyjski strajk
Można przypuszczać, że rewolucyjne wydarzenia Polaków spowodowane są sobotnim i niedzielnym przełomem. W sobotę Rosja ostrzegła państwa NATO, że będzie transportować ich dostawy sprzętu wojskowego na terytorium Ukrainy jako uzasadnione cele wojskowe.
W niedzielę Rosja z dystansu za pomocą rakiet powietrze-ziemia zaatakowała bazę szkoleniowo-logistyczną na Ukrainie w Jaworowie przy granicy z Polską. Ta podstawa podobno służył jako korytarz dostaw, przez który na Ukrainę płynęła amunicja i pomoc wojskowa z krajów NATO (prawdopodobnie z Polski).
W przeszłości służył do współpracy z instruktorami wojskowymi ze Stanów Zjednoczonych, którzy w bazie szkolili armię ukraińską.
W niedzielę Rosjanie zniszczyli bazę Javorive. Twierdzą, że wśród ukraińskich strat ukraińskich obcych wojsk było 180 najemników. W rzeczywistości jednak znaczenie militarne było szersze. Był ostrzeżeniem dla sojuszników Ukrainy, by nie brali uzbrojenia Ukraińców za pewnik, ale jako ryzyko. Baza znajdowała się na obszarze pod pełną kontrolą Ukrainy i jej sojuszników. Miała doświadczenie w strukturach NATO. Mimo to Rosjanie ją zaatakowali. Podobno z terytorium Rosji, ewent. Rosyjska przestrzeń powietrzna.
Jeśli dziś Polacy domagają się wyjazdowej misji wojskowej działającej pod hasłem „struktury międzynarodowej”, można przypuszczać, że chodzi o zabezpieczenie przygranicznych obszarów Ukrainy w celu zaopatrzenia Ukrainy w amunicję i broń.
Technicznie rzecz biorąc, ta inicjatywa jest zrozumiała. Ukraina potrzebuje dostaw przez bezpieczne korytarze, które nie staną się łatwym celem rosyjskich ataków rakietowych.
Jednak militarnie i politycznie pomysł polskiego rządu jest bardzo ryzykowny. Nie ma wsparcia ze strony UE. Nie ma oficjalnego wsparcia i auspicji ze strony NATO. I jest jasne, że nie ma on bezpośredniego poparcia Stanów Zjednoczonych, które wskazały, że nie chcą formatować dostaw Ukrainy przez NATO. Pozostawiają to państwom Europy Wschodniej.
Do czasu rosyjskiego ataku na Jaworów pracował także pod polsko-ukraińskim przywództwem. Po niedzieli wszystko się zmieniło.
A my wciąż nie wiemy jak.
Możliwe też, że Polacy próbują czegoś w rodzaju „koalicji chętnych”. Częściowo potwierdził to również czeski premier Fiala – podobno mówili o koalicji państw UE, NATO i kilku innych, które będą ściśle współpracować z ukraińskim wojskiem. Nie jest jasne, czy ma to dotyczyć całego NATO, czy tylko niektórych części „chętnych” państw Sojuszu.
polski problem
W tym miejscu należy jednak podkreślić, że ryzyko może być znacznie większe niż to, jakie taka koalicja wojskowa mogłaby ponieść w przypadku konfliktu z siłami rosyjskimi.
W końcu to jest główny powód, dla którego UE i NATO zachowują ostrożność.
Jednak z perspektywy Polski jest to pilna sprawa, która wymaga rozwiązania. Są dwa powody.
Po pierwsze, ciężar wsparcia logistycznego i dostaw broni na Zachód spada dziś na Polskę. Jest najbliżej strefy konfliktu, posiada wojskowe centra logistyczne pod Ukrainą i ma możliwość zaopatrywania sąsiada przez rozległą granicę polsko-ukraińską. Po rosyjskim ataku na bazę Javoriva Polacy nie chcą już sami dźwigać tego ciężaru na własne ryzyko.
Drugi powód jest geopolityczny. Polacy są nadpobudliwi i mają ostrzejsze podejście niż UE, NATO czy USA, bo mogą stracić najwięcej.
Polska przez lata działała jako wpływowe państwo NATO, aktywne na Białorusi (poprzez opozycję) i Ukrainie. Gdyby Putin mocno kontrolował oba kraje i ich granice z Polską, Polska przestałaby istnieć jako silny gracz regionalny, zdolny do interwencji poza swoim terytorium. Jego rola przesunęła się na pozycję obronną. I strefa buforowa pod kontrolą Rosji, Białoruś i Ukraina pod kontrolą Rosji.
Polska determinacja do zacieśniania – i domagania się szerszego formatu ochronnego dostaw na Ukrainę – ma zrozumiałe motywy.
Problem Słowacji
Można jednak bardzo wątpić, czy Słowacja powinna podążać podobną drogą (poza wolą UE czy NATO).
Pytanie nie brzmi już, czy pomóc Ukrainie, czy nie. Słowacja, podobnie jak jej kraje partnerskie z UE i NATO, zawsze pomaga Ukrainie. Pytanie brzmi, czy powinniśmy obrać ewentualną twardszą linię polską, skoncentrowaną na rozszerzonej wspólnej misji wojskowej na Ukrainie. Albo mamy do ochłodzenia głowy polskich partnerów (jak Bruksela). I szukaj rozwiązań, aby stopniowo redukować napięcie.
Szukając odpowiedzi, wystarczy zrobić mały inwentarz wojskowy. Słowacja nie ma dziś wystarczająco bezpiecznej obrony przeciwlotniczej. Amerykańskie F-16 przybędą dopiero w 2024 roku. Stare rosyjskie MiG-i dobiegają końca, zdaniem ministra obrony mogą nie być w pełni niezawodne.
A system przeciwrakietowy S-300, będący przedmiotem zainteresowania armii ukraińskiej, jest pilnie potrzebny do obrony narodowej na własnym terytorium. Nacisk na przekazanie Ukrainie naszego systemu obronnego S-300 i poleganie jedynie na tymczasowej pomocy sojuszników i ich systemów Patriot jest w dużej mierze nieodpowiedzialny. Zwłaszcza jeśli nie mamy odpowiedniej rekompensaty lub wystarczającej liczby samolotów we własnym arsenale.
Słowacja i Europa Wschodnia generalnie nie są w stanie grać w kowbojów. Dziwnie byłoby strzelać z Coltów szybciej niż Stany Zjednoczone.
… Lub jeśli rysujemy źrebięta, których nie mamy.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.