„Kraj upada, gospodarka się załamuje. Ciągłe przerwy w dostawie prądu. Ubiegałem się o kilka prac, stypendia, ale nie było odpowiedzi. Musiałem odejść.” opisując Ahmad Dandashi, 29 lat, uciekł z Syrii do Libanu w 2012 roku. Następnie przez ponad siedem lat pracował dla Norweskiej Rady ds. Uchodźców, pomagając innym migrantom. Ostatecznie jednak zdecydował się udać na granicę polsko-białoruską, aby znaleźć lepsze życie, aby móc przedostać się do Niemiec.
Dandashi musiał zapłacić 1200 dolarów (około 27 000 koron) za podróż w obie strony z Bejrutu do Mińska przez Dubaj. W przeciwnym razie nie otrzymałby po przyjeździe tygodniowej wizy turystycznej. Na lotnisku w Mińsku spotkał kolejną grupę migrantów, z którymi przez trzy dni czekał na pieczątkę w paszporcie. W tym samym czasie musieli spać bezpośrednio na ziemi na lotnisku w Mińsku. Kilka dni później zmęczeni i zmarznięci pojechali taksówką na granicę polsko-białoruską.
– Było nas dziewięciu – powiedział Dandashi. „Wszyscy Syryjczycy, wszyscy z Libanu. Zaplanowaliśmy, że dotarcie tam zajmie nam trzy lub cztery dni. Zajęło nam to 20”
Na granicy Dandashi został zatrzymany przez polskich pograniczników, którzy, jak powiedział, „pobili go i znieważyli”, po czym zabrali go z powrotem na stronę białoruską. Przemoc nie była możliwa na Białorusi. Białoruscy żołnierze pobili go dwukrotnie po tym, jak powiedział, że chce zrezygnować z prób przedostania się do Polski i powrotu do Mińska, pisze The Guardian.
Z powodu problemów zdrowotnych mężczyzna został później przewieziony do szpitala. „Błagałem, żebym został w szpitalu, ale po dwóch, trzech godzinach, kiedy mój stan mniej więcej się ustabilizował, zabrali mnie na posterunek policji, a potem przez granicę. Byłem w tym bardzo, bardzo zły. umrze”, opisuje Syryjczyk.
Ale w końcu przypadkowo spotkał rodzinę, która miała krewnych w Europie i zabrał go ze sobą. Dandashi przybył zatem do obozu Eisenhüttenstadt, tuż za granicą niemiecką, gdzie wystąpił o ochronę międzynarodową. Teraz mężczyzna mówi, że czuje się „na wpół szczęśliwy”, ponieważ w końcu jest bezpieczny. „Jestem w Niemczech. Ale czuję się niestabilny psychicznie. Jestem z dala od moich przyjaciół. Płaczę w nocy”.
Według władz niemieckich Dandashi jest jednym z 6100 migrantów, którzy w tym roku przybyli do Niemiec przez Polskę z Białorusi. Niemiecki minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer powiedział, że 800 policjantów zostało rozmieszczonych na granicy niemiecko-polskiej, a ich liczba może zostać jeszcze zwiększona. Polska wysłała w tym tygodniu 2500 kolejnych żołnierzy do regionu, zwiększając liczbę żołnierzy pomagających straży granicznej w zapobieganiu nielegalnym przekroczeniom do 10 tys.
Brak żywności, wody i opieki medycznej
Według Ahmada Dandashi jest teraz bezpieczny, ale los tysięcy migrantów wciąż stoi pod znakiem zapytania. Większość z nich nadal znajduje się na granicy polsko-białoruskiej. Międzynarodowe organizacje humanitarne podkreślająże niektórzy z nich, w tym małe dzieci, mają poważne problemy zdrowotne, są bardzo słabe i nie mają wystarczająco dużo jedzenia lub picia.
Crystal van Leeuwen, przedstawicielka MSF, powiedziała, że organizacje pozarządowe powinny mieć dostęp do tego obszaru od strony polskiej. Według niej żądania migrantów dotyczące ochrony międzynarodowej muszą być w pełni respektowane. Jednak od początku września Warszawa ogłasza stan wyjątkowy na pograniczu z Białorusią. Oznacza to, że przedstawiciele organizacji międzynarodowych, obrońcy praw człowieka i media nie mają dostępu do ściśle strzeżonego obszaru.
„Trudno uwierzyć, że taki kryzys rozwija się w UE” – powiedział van Leeuwen, który pomaga migrantom w Ocalenie i Grupie Granica. Van Leeuwen opisuje między innymi, jak spotkała grupę uchodźców tuż poza zamkniętym obszarem. „Było tak ciemno jak w gęsto zalesionym terenie, a wszyscy starali się utrzymać swoją pozycję” – powiedziała. Według niej migranci mają ze sobą bardzo niewiele, w tym ubrania czy śpiwory.
Według niej największym problemem jest brak jedzenia i wody, ale także niskie temperatury, które w nocy dochodzą do 4 stopni poniżej zera. Według van Leeuwena wielu migrantów cierpi również na poważne zaburzenia psychiczne.
„Ci ludzie potrzebują schronienia, jedzenia, wody i pomocy medycznej” – powiedziała. „Ich życie wymaga ochrony i musi być traktowane zgodnie z prawem międzynarodowym. To nie broń, to ludzie” – podkreśliła.
Od lata białoruskie władze przywiązały do granicy polsko-litewskiej tysiące uchodźców, których państwa UE nie chcą wpuszczać na swoje terytorium. Według sąsiadów UE autorytarny prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko wykorzystuje uchodźców w odwecie za sankcje UE nałożone na Białoruś w majowym incydencie, w którym cywilny samolot z krytykiem rządu na pokładzie został zmuszony do lądowania w Mińsku. Niektórzy z tych migrantów próbują następnie udać się dalej na zachód do Niemiec. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie poinformowało dziś, że Mińsk jest odpowiedzialny za rozwiązanie kryzysu migracyjnego. Według The Guardian na granicy polsko-białoruskiej zginęło co najmniej osiem osób.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.