Zdaniem eksperta Rosjanie byli przerażeni po incydencie w Polsce. Katastrofa dla nich może nadejść już na wiosnę

Na początku tego tygodnia świat obiegła wiadomość o nowych rosyjskich atakach artyleryjskich. Według prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego ich liczba wzrosła do prawie 400 i wszystkie wystąpiły na wschodniej Ukrainie. Zełenski dodał, że najbardziej zaciekłe walki toczą się w obwodzie donieckim, jak poprzednio, podczas gdy ukraińskie wojska walczące w Ługańsku posuwają się „krok po kroku”.

Po wycofaniu wojsk rosyjskich z Chersonia, a zwłaszcza po incydencie na granicy polsko-ukraińskiej, w wyniku którego zginęły dwie osoby, wydaje się, że zachodnia część Ukrainy rzeczywiście doczekała upragnionego spokoju.

„Rosjanie z pewnością byli przerażeni tym niefortunnym momentem. Prowadzą nielegalną operację wojenną na Ukrainie i muszą uważać, aby nie zbliżyć się zbytnio do zachodnich granic” – powiedział na początku dziennikarzom emerytowany generał Paweł Maćko. sk.

Jak dodał, incydent we wsi Przewodów pokrzyżował też plany okupantów. „Uważam, że w tej chwili nie mają zbyt wiele odwagi, by prowokować na zachodniej Ukrainie i ryzykować realną eskalację. Jednak pewność będziemy mogli stwierdzić dopiero za kilka tygodni”.

W miniony weekend silne wybuchy odnotowano również w pobliżu elektrowni jądrowej Zaporoże na południu kraju. Szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafael Grossi powiedział, że najwyraźniej wznowiono ostrzał w pobliżu elektrowni.

„Rosjanie nadal bombardują kluczową infrastrukturę nawet po nadejściu znacznie chłodniejszych dni i nadejściu zimy. Ich celem jest przełamanie oporu Ukraińców, pogrążenie ich w mroku i zmuszenie do negocjacji. Dlatego prawdopodobnie chcą bronić terytoriów, które do tej pory okupowali” – wyjaśnił ekspert.

Zdradziecka technika zimą

Według Macka kluczową rolę odgrywa również wyposażenie poszczególnych osób. Według Macka Rosjanie mają nieco bardziej skomplikowane sprawy.

„Oprócz regularnej armii wystawiły też jednostki zmobilizowane, które często nie mają ze sobą nawet podstawowego sprzętu medycznego. Mogą jednak rozwiązać ten problem, jeśli Ukraińcy dadzą im czas” – zadeklarował.

Jak wyjaśnił, wiele będzie też zależało od stanu zużycia materiału. „Zimą jest bardziej podatny na awarie, bo baterie też mniej wytrzymują. Sprzęt, który nie został uszkodzony lub zniszczony, może zawieść nawet zimą, jeśli nie został poddany odpowiedniej sezonowej konserwacji.

Zdaniem respondenta doszło do tzw. „wojny na wyniszczenie”.

„Widzieliśmy w tym miesiącu przed przełamaniem frontu przez Ukraińców w Kupiańsku iw obwodzie charkowskim pozycje, które potrwają co najmniej do początku zimy. Gdyby ziemia zamarzła, byłaby również gotowa na więcej masowe manewry”.

Zdaniem Pavela Macka dalszy rozwój sytuacji będzie jednak w dużej mierze zależał od dalszego wspierania Ukrainy przez Zachód. „Już teraz jest bardzo zależny od dostaw z zewnątrz, ponieważ nie ma już zbyt wiele lokalnie produkowanego materiału”.

Rewolucyjna wiosna

Jak zaznaczył, jeśli Ukraińcy chcą doprowadzić ten konflikt do pomyślnego zakończenia, to zadanie dla nich jest jasne. „Muszą nadal prowadzić zaciekłe walki, trzymać Rosjan w napięciu, aby nie mogli się skonsolidować. Jeśli jednak intensywność walk nie jest taka, aby Rosjanie mieli już wystarczająco dużo zajęć zimą, może się zdarzyć sytuacja odwrotna, że Rosjanie skonsolidują i wyszkolą swoje siły i rozmieszczą je na froncie.

Jak wyjaśnił na koniec, wiosna może przynieść fundamentalny zwrot. „Kiedy ziemia wyschnie, możemy spodziewać się zdecydowanej ukraińskiej kontrofensywy w kierunku wyzwolenia terytoriów południowej Ukrainy i przełomu w rejonie Donbasu” – powiedział.

Obejrzyj reportaż o aktualnej sytuacji na Ukrainie.

Andrea Paul

„Subtelnie czarujący fan mediów społecznościowych. Introwertyk. Skłonny do napadów apatii. Przyjazny rozwiązywacz problemów. Nieuleczalny wichrzyciel”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *