Czy Ukraina powinna oddać utracone terytorium? Dla ziemniaczanych generałów i dalekowzrocznych obserwatorów może się to wydawać oczywistym wyborem. Perspektywa ukraińska jest jednak inna i należy ją zrozumieć. Nie chcielibyśmy też, aby inni decydowali o nas bez nas.
Zrzeczenie się skradzionych terytoriów jest, co zrozumiałe, niezwykle drażliwą kwestią dla Ukraińców. Świadczy o tym także ich oburzenie wystąpieniem szefa sztabu sekretarza generalnego NATO Stiana Jenssena. Powiedział we wtorek okrągłemu stołowi, że Ukraina może być zmuszona do oddania części swojego terytorium w zamian za przystąpienie do NATO. Nie znalazło to jednak zrozumienia ze strony ukraińskiej. Doradca Zełenskiego Mychajło Podoljak nazwał tę propozycję „absurdalną” – „oznaczałaby klęskę demokracji, zniszczenie prawa międzynarodowego i przeniesienie wojny na przyszłe pokolenia”.
Z naszego punktu widzenia reakcja Podoljaka może wydawać się przesadzona. Nie mamy fundamentalnych więzi emocjonalnych z Donbasem, Zaporożem czy Krymem – pomimo naszego wspólnego sąsiedztwa; ogrom Ukrainy stwarza poczucie dystansu i wyobcowania. Jednak pewnie inaczej podeszlibyśmy do pytania, gdyby chodziło o nasze rodzinne miasto, nasz region i naszą ojczyznę. Dlatego Ukraińcy nie mogą być pozbawieni prawa do samoobrony.
I nie. Argument historycznych roszczeń Imperium Rosyjskiego na terytoriach ukraińskich nie ma racji bytu. Granice zmieniały się w ciągu długiej historii ludzkości i często były przesuwane siłą w imię roszczeń historycznych. Jeśli przyjąć słuszność tego argumentu, to Węgrzy mogą słusznie przywłaszczyć sobie Słowację, mocarstwa zachodnie swoje kolonie w Trzecim Świecie, a Ukraińcy zwrócić terytoria Rusi Kijowskiej. Z biegiem czasu ludzkość zdała sobie sprawę, że taki sposób myślenia doprowadził do wojny i zniszczenia. Dlatego istnieje system prawa międzynarodowego, który oferuje przynajmniej elementarne gwarancje integralności terytorialnej lub suwerenności narodowej. Właśnie te zasady depcze i demontuje dziś Rosja swoją bezsensowną agresją.
Wydaje się, że znaczna część słowackiego społeczeństwa poddała się ochronie wartości i postrzega geopolitykę jako szachownicę wielkich mocarstw, których zachciankom trzeba się podporządkować. W takim świecie nie ma miejsca na ochronę wartości.
Jednocześnie jednak trzeba zrozumieć cyniczne postawy realizmu politycznego. Wydaje się, że znaczna część słowackiego społeczeństwa poddała się ochronie wartości i postrzega geopolitykę jako szachownicę wielkich mocarstw, których zachciankom trzeba się podporządkować. W takim świecie nie ma miejsca na obronę wartości, wolności, demokracji czy rządów prawa, a jedynie niewolnicze uleganie wielkim graczom. Przede wszystkim nie wyróżniaj się, pocieraj spokojnie nogi i nie drażnij nikogo zbytnio.
Wszyscy pragniemy pokoju. Jednak perspektywa realizmu politycznego pokazuje nam, że strony przystępują do negocjacji pokojowych, jeśli wyczerpią inne środki samoobrony i rzecznictwa. Rosjanie czują, że mogą jeszcze podbić innych Bachmutów, Ukraińcy czują, że wyzwolą okupowane terytoria. W takich ramach żadna ze stron nie chce dziś negocjować pokoju.
Ponieważ nie ma prawie żadnej szansy, aby jedna strona całkowicie zniszczyła drugą, będą negocjacje. Horror wojny kiedyś się skończy. Jednak pytanie brzmi również, z jakimi kartami zasiądą gracze. Tylko wtedy możemy rozsądnie myśleć o kompromisach, jeśli Ukraińcy zaakceptują wycofanie się z terytorium. W przeciwnym razie wszystkie nasze wezwania do poddania się są nie na miejscu, lekceważące i cyniczne.
„Całkowity ekspert w dziedzinie muzyki. Badacz Twittera. Miłośnik popkultury. Fanatyk telewizji przez całe życie”.