Wielka mobilizacja pracowników służby zdrowia w Polsce. Według nich system opieki zdrowotnej się wali – A2larm

„Zdrowie umiera”, „Nasze problemy to problemy pacjenta”, „Ostrzeżenie! Inne kraje tylko czekają na swój system polskich pielęgniarek i warunki pracy na obszarze, który cierpi na braki kadrowe, stagnację płac, niepewne kontrakty i biurokratyzację. system zdrowia publicznego jest na skraju załamania po latach zaniedbań i dwóch falach pandemii. Według organizacji związkowej, przed instytucjami w centrum stolicy przemaszerowało nawet 40 000 protestujących, którzy przybyli, by wyrazić swoje spór pod oknami gabinetu premiera Mateusza Morawieckiego Demonstranci przemaszerowali przez miasto na dźwięk ręcznych syren ekip ratowniczych, a całe miasto słyszało ich złość.

Związek Pracowników Służby Zdrowia

„Panie premierze, zrobiłeś wszystko, aby sprowadzić ratowników na skraj przepaści” – zagrzmiała Dorota Gardias, pielęgniarka i liderka związku, po demonstracji z improwizowanej sceny. Artur Drobniak, wiceprzewodniczący Naczelnej Rady Lekarskiej, w kilku nieubłaganych liczbach podsumował katastrofalną sytuację. Tylko 6% polskiej siły roboczej pracuje w polskim systemie opieki zdrowotnej, w porównaniu do 10-15% w Europie Zachodniej, a nawet 15-20% w Skandynawii. Liczba ta nie zmieniła się w Polsce od 2001 roku i oprócz starzejącego się społeczeństwa starzeje się również kadra medyczna: „Przeciętna pielęgniarka ma 53-54 lata. Przeciętny lekarz ma 51 lat. Jeden na ośmiu lekarzy ma ponad 70 lat. To są oficjalne liczby” – powiedział Drobniak. Zofia Małas, prezes Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych, zwróciła się do rządu z szacunkiem: „Chcemy dialogu, ale dialogu konstruktywnego. Nasze wymagania są wymaganiami całej firmy (…) Robimy co w naszej mocy, ale nie zawsze to wystarcza. Jesteśmy zmęczone. Polska służba zdrowia umiera – zakończyła. Maciej Krawczyk, prezes Okręgowej Wyższej Szkoły Fizjoterapeutów, z goryczą powiedział wówczas premierowi: – Trzydzieści lat od czasów socjalizmu myśleliśmy o marnotrawstwie. Jesteśmy najtańszą siłą roboczą w Polsce. ”

Trzydzieści lat po socjalizmie jesteśmy uważani za marnotrawstwo. Jesteśmy najtańszą siłą roboczą w Polsce.

Oprócz pielęgniarek i lekarzy zmobilizowali się także inni pracownicy służby zdrowia, którzy ze względu na powagę sytuacji wykazywali rzadką jedność. W przeszłości różne zawody często miały różne zainteresowania, a każdy z nich inaczej do tego podchodził. Tym razem wydaje się, że wśród robotników panuje solidarność, która uniemożliwia rządowi stosowanie strategii „dziel i rządź”. Związki zawodowe i zrzeszone organizacje zawodowe działające pod auspicjami Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego Pracowników Służby Zdrowia odrzuciły propozycję Ministerstwa Zdrowia, by negocjować osobno z każdą grupą z osobna i nalegają, aby wszyscy byli przy stole negocjacyjnym.

Jednak problemy, z którymi borykają się różne zawody medyczne, są różne. Na przykład ratownicy medyczni nie są w Polsce uważani za zawód medyczny i są zatrudniani bezpośrednio przez szpitale, co oznacza nieuregulowane pensje, złe warunki pracy i niepewne umowy. W ostatnich tygodniach najbardziej zajęci byli ratownicy, aw niektórych miastach doszło do masowych zwolnień, co znacznie ograniczyło zdolność służb ratowniczych do reagowania na wezwania alarmowe. Na przykład w Białymstoku rezygnuje 130 ratowników, a połowa regionu ryzykuje pozostanie bez pomocy ratowniczej.

Głównymi żądaniami demonstrantów są podwyżki wynagrodzeń, zmiany w przepisach dotyczących zawodów medycznych, rekrutacja nowych pracowników oraz uznanie zawodów takich jak ratownicy medyczni czy technicy laboratoryjni za stanowiska medyczne. Podczas gdy rząd oskarża pracowników o chciwość, zwracają oni uwagę, że nie chcą niemieckich płac, ale żądają, aby zarabiali takie same płace, jak ich niemieccy koledzy w porównaniu do średniej krajowej. Niektórzy mówcy wymienili także pensje w Czechach jako przykład wartościowej oceny.

Nierealistyczne?

Nie ma jednak realnej woli negocjacji ze strony rządu kierowanego przez konserwatywnych nacjonalistów Prawa i Sprawiedliwości (PiS). Choć minister zdrowia Adam Niedzielski przyjął ratowników medycznych dzień przed demonstracją, spotkanie trwało tylko około dwudziestu minut. Komisja lekarska zażądała obecności premiera, a on się nie pojawił. Na zakończenie spotkania minister Niedzielski rozmawiał z mediami o kosztach zaspokojenia żądań protestujących, mówiąc, że „ich propozycja nie wykazuje oznak powagi”. Po proteście powiedział prorządowym mediom, że komitet nie reprezentuje całej branży i potępił „politykę szantażu”, ale powiedział, że jest otwarty na rozmowy.

Według polskiej agencji prasowej PAP, która powołała się na źródło zbliżone do premiera, „żądania lekarzy są nierealne. Dopóki nie będą bardziej realistyczne, premier nie spotka się z protestującymi. W poniedziałek minister Niedzielski zaprosił protestujących na wspólne spotkanie, ale znowu bez premiera. Otrzymał sprzeciw komisji, która powtórzyła warunek udziału premiera. „Polska służba zdrowia umiera: zabij ją albo uratuj” – powiedzieli ministrowi protestujący, jak podała Gazeta Wyborcza.

Podczas gdy rząd wydaje się chcieć utrzymać i osłabić ruch, komisja kontynuuje mobilizację pod oknami premiera, gdzie założył „Białe Miasto 2.0”. Pracownicy służby zdrowia zapraszają obywateli do przyjścia, wsparcia i dyskusji na tematy związane ze zdrowiem, takie jak mobilizacja z 2007 r. pod rządami pierwszego rządu PiS. Obiecują pozostać tam, dopóki ich żądania nie zostaną spełnione i rozważą inne środki. Spór będzie więc prawdopodobnie kontynuowany, co grozi podważeniem dyskursu społecznego rządu, który boryka się już z tak wieloma problemami, od napiętych relacji z Brukselą po brutalną kampanię przeciwko uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej.

Autor jest publicystą.

Milton Harris

„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *