Ze względu na trwającą w Syrii przemoc, a zwłaszcza ciężką sytuację finansową swojej rodziny, syryjski nauczyciel zdecydował się sprzedać rodzinne kosztowności i wyjechać do Niemiec. Uwiodła go informacja, że przez Białoruś łatwo dostać się do krajów Unii Europejskiej. Ale rzeczywistość była zupełnie inna. Po spędzeniu tygodnia na Białorusi nie miał innego wyjścia, jak na razie zrezygnować z perspektyw życia w Niemczech.
Udostępnij na Facebooku
Udostępnij na LinkedIn
Wrażenie
Skopiuj adres URL
Skrócony adres
Blisko
Na początku września Polska ogłosiła stan wyjątkowy, który pozwolił władzom uniemożliwić ludziom wjazd do wyznaczonych obszarów na granicy z Białorusią. Zdjęcie: Martin Dorazín Źródło: Czeskie Radio
„Informacje, które można łatwo dostać do Europy przez Białoruś, zaczęły pojawiać się w mediach społecznościowych dwa do trzech miesięcy temu. Ale wtedy nie wiedziałem, że jest to niebezpieczne” – powiedział. Białoruska mutacja Radia Wolna Europa Syryjczyk około 50 lat.
Polscy posłowie zatwierdzili budowę muru na granicy z Białorusią. Ma na celu zapobieganie wjazdowi uchodźców
Przeczytaj artykuł
Według niego nie można legalnie podróżować do krajów Unii Europejskiej, ponieważ ludzie tacy jak on nie uzyskują niezbędnych wiz.
Jednak syryjskie ośrodki turystyczne zaczęły oferować możliwość wyjazdu na Białoruś, w tym załatwienie wszystkich dokumentów, takich jak uzyskanie zaproszenia, wydanie wizy, ale także ubezpieczenie. Syryjczyk za to wszystko zapłacił 3000 dolarów, czyli ponad 65 000 koron.
Chociaż w rodzinnej Syrii miał żonę i dwoje dzieci, chciał spróbować samotnie podróżować po Europie. Spakował plecak, małą walizkę i torbę i udał się na lotnisko. Po podróży na Białoruś poznał innego 70-letniego rodaka, który zapłacił nawet 6 tys. dolarów za bilet i inne usługi związane z podróżą na Białoruś.
Według niego, głównym powodem, dla którego 50-letni Syryjczyk zdecydował się opuścić żonę i dzieci i wyruszyć w niepewną podróż do Europy, była głównie zła sytuacja ekonomiczna rodziny.
„Jest wielu rzeczy, których nie mogę zrobić dla mojej rodziny. Mamy tylko tyle, by zdobyć podstawowe rzeczy. Bardzo trudno jest wszystkim (w Syrii) utrzymać rodzinę i dzieci” – opisuje ze łzami w oczach dla Radia Wolna Europa.
Polscy pogranicznicy zwrócili na granicę 220 osób z Białorusi. Chcieli wedrzeć się do kraju
Przeczytaj artykuł
Nauczyciel w Syrii zarabiał 40 dolarów miesięcznie, mniej niż 900 koron, ale to źródło dochodu nie wystarczało rodzinie. Po pracy zaczął jeździć swoim starym samochodem jako taksówkarz, zarabiając nieco ponad 75 dolarów miesięcznie.
Ale wydatki rodzinne, sięgające setek dolarów miesięcznie, nadal go nie pokrywały, więc postanowił zaryzykować i iść dalej. Innym motywem wyjazdu do Europy była próba życia w spokojnym kraju, w którym ludzie nie cierpieli z powodu ciągłej przemocy.
Zapytany, jak w końcu zebrał 3000 dolarów na podróż, zarabiając zaledwie 120 dolarów miesięcznie, Syryjczyk wyjaśnia, że sprzedał biżuterię swojej żony. Ale inni Syryjczycy idą w tym samym kierunku, zmierzając do Europy po lepsze życie.
„Inni sprzedają samochody, mieszkania lub ziemię, aby móc zapłacić za podróż. (Nie tylko Syryjczycy przyjeżdżają na Białoruś), to także Afgańczycy i Irakijczycy czy ludzie z Algierii czy Egiptu” – dodaje.
Nieprzyjazne przejście do Polski
Choć biuro podróży zapewniło Syryjczyka, że poleci do Europy bez przeszkód, pierwsze komplikacje pojawiły się na lotnisku w Mińsku na Białorusi.
Co najmniej czterech migrantów zginęło w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Dwóch innych trafiło do szpitala
Przeczytaj artykuł
Tam mieli się z nim spotkać przedstawiciele firmy, którą opłacił za wyjazd na Białoruś, ale nikogo tam nie było. Odebrał telefon i zadzwonił do agencji, gdzie powiedziano im, że ich pracownik na próżno czekał godzinę, a potem wyszedł.
„To takie kłamstwo” – powiedział Radiu Wolna Europa syryjski migrant. Musiał więc na własną rękę przedostać się do Grodna, położonego w zachodniej Białorusi, w pobliżu granicy z Polską.
Zatrzymał się tam w hotelu, gdzie spotkał wielu innych migrantów, którzy przybyli na Białoruś w celu wjazdu do Unii Europejskiej. Wielu z nich próbowało już przekroczyć granicę do Polski, ale nikomu się to nie udało.
Bez towarzystwa przemytników wędrowali przez lasy i bagna, nie wiedząc, dokąd się udać. Kiedy skończyło im się jedzenie, picie i latarki w telefonach komórkowych, postanowili wrócić do miasta, gdzie opracowali kolejną mapę drogową do granicy.
Po wysłuchaniu opowieści o uchodźcach, którzy na próżno próbowali przedostać się przez niegościnne tereny bagienne w kierunku Polski lub Litwy, Syryjczyk postanowił nie ryzykować życia i wrócić do domu. „Ponieważ szanuję siebie” – wyjaśnia swoją decyzję.
Zemsta Łukaszenki
Według niego poznał rzeczywistość na granicy polsko-białoruskiej, którą tysiące migrantów próbują przezwyciężyć od lata, dopiero po przybyciu na Białoruś.
Dwanaście krajów wezwało Unię Europejską do płacenia barier przeciwko migrantom. Jednym z nich są Czechy.
Przeczytaj artykuł
Latem zaczęły pojawiać się informacje o nowej strategii białoruskich władz, która transportuje migrantów z krajów Azji i Bliskiego Wschodu na swoje terytorium, a następnie wiąże ich z granicą polsko-litewską, gdzie powinni wjechać do Unii Europejskiej.
Według Warszawy i innych państw europejskich autorytarny przywódca Aleksander Łukaszenko wykorzystuje uchodźców do odwetu na sankcjach nałożonych na jego reżim przez blok 27 państw za przymusowe lądowanie samolotu cywilnego z krytykiem reżimu Ramanem Pratasewiczem na pokładzie.
Działania władz białoruskich nie pozostały niezauważone. Od początku września w Polsce ogłoszono stan wyjątkowy, który pozwolił władzom ograniczyć wjazd osób na wyznaczone obszary. Jednak opozycja i organizacje pozarządowe ostro skrytykowały rząd za ten krok, wskazując, że nawet pracownicy pomocy humanitarnej i dziennikarze nie mogą tam pojechać.
Od lata sytuacja się pogorszyła i kilku migrantów w obszarze przygranicznym zmarło. Jednym z nich był Irakijczyk, który zmarł na hipotermię kilka kilometrów od trójgrania polsko-litewsko-białoruskiego.
Białoruś chwieje się nad nową konstytucją: Łukaszenka miesza między wolą władzy a dyktatem Moskwy
Przeczytaj artykuł
50-letni Syryjczyk i jego znajomi podobno postrzegali podobne informacje jako wymysły i propagandę, aby zniechęcić ludzi z Syrii i innych państw Bliskiego Wschodu do podróżowania na Białoruś. Ale teraz widzi sytuację inaczej.
„Znam wielu innych ludzi, którzy będą chcieli tu przylecieć. Wrócę do domu i ich zniechęcę. Powiem im, co tak naprawdę się tutaj dzieje” – obiecuje syryjski nauczyciel angielskiego w wywiadzie dla Radia Wolna Europa.
Po doświadczeniach z Białorusią w końcu zdecydował się wrócić do domu, mimo znacznych wysiłków i środków finansowych.
„Czuję się, jakbym tu był do niczego. Ludzie dziwnie na mnie patrzą. Niektórzy nawet nie dali mi szansy, by o cokolwiek zapytać” – opisuje Syryjczyk, który spędził na Białorusi około tygodnia.
„To tragiczne. Przepraszam, że tu przyjechałem. To było złe doświadczenie. Nic mi nie zostało, wydałem tam wszystkie oszczędności.”
Udostępnij na Facebooku
Udostępnij na LinkedIn
Wrażenie
Skopiuj adres URL
Skrócony adres
Blisko
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.