Praca w Google przypomniała Peterowi Perešínowi Międzynarodową Olimpiadę Informatyczną. Tyle, że nie zadali mu żadnej pisemnej pracy domowej. W jego przypadku przeprowadzono jedynie rozmowę telefoniczną, następnie przez dwa tygodnie porównywano wyniki z wynikami innych osób ubiegających się o przyjęcie i tyle.
Zdjęcie: Luboš Pilc
Oprócz studiowania informatyki na Uniwersytecie Komeńskiego Peter Perešíni pracuje w europejskim oddziale Google.
Od tego czasu, oprócz studiowania informatyki na Uniwersytecie Komeńskiego, regularnie pracował w największej europejskiej filii światowej sławy firmy. W zeszłym roku Peter mógł spędzić więcej czasu w Zurychu niż w Bratysławie. Najpierw przez cały semestr zimowy, potem ponownie we wrześniu i październiku.
„Przez cały trzeci rok miałem wykłady, a wszystkie przedmioty obowiązkowe, takie jak seminarium licencyjne, realizowałem zdalnie w porozumieniu z profesorami” – dodaje.
Obecnie jest na czwartym roku i w zeszłym tygodniu zdał egzaminy końcowe na semestr zimowy. Znowu myśli o Szwajcarii, pojedzie tam dla odmiany na trzy miesiące. Taka jest umowa uniwersytetu z Google. „Jest to jednak możliwe tylko dzięki temu, że uczę się znacznie szybciej, niż zaleca plan studiów” – podkreśla Perešíni.
Jak to właściwie trafiło do Google? Ta firma zajmująca się oprogramowaniem znana jest z poszukiwania utalentowanych ludzi ze wszystkich najlepszych uniwersytetów. Peter wyróżniał się już jako uczeń szkoły średniej podczas międzynarodowych Olimpiad Informatycznych: w Singapurze, Meksyku, Portugalii…
W 2005 roku, jeszcze w gimnazjum w Bańskiej Bystrzycy, przywiózł z Polski złoty medal. W tym czasie słowacka drużyna zajęła trzecie miejsce, tuż za Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Od tego czasu coś takiego się nie zdarzyło.
Ale w zeszłym roku nie spotkał w Zurychu żadnych innych słowackich studentów. – Może boją się ostrej selekcji – przyznaje. – W takim razie musisz zdobyć się na odwagę.
To nie tylko zabawa
Google to przede wszystkim praca, to nie tylko przyjemność, nawet jeśli warunki są tam doskonałe – powtarza Peter. Tak, może potwierdzić, że pracownicy również mają dostęp do sali gier, siłowni lub siłowni w Zurychu. I to bezpośrednio na terenie firmy. Jest nawet pokój relaksacyjny wypełniony akwariami, gdzie przepracowani Googlersi mogą w każdej chwili odpocząć i poobserwować ryby.
Ale czy w ogóle możliwe jest przyprowadzanie psa do pracy, jeśli w domu nie ma się nim kto zająć? „Czasami można też zobaczyć psa, zwłaszcza podczas lunchu, i prawdopodobnie jest tam miejsce, w którym można psa na chwilę położyć” – przyznaje Peter.
Jednak to, co często się pisze i mówi, że w Google pracownik może nawet 20 procent swojego czasu pracy spędzić na robieniu tego, co „kocha”, zamiast rozwiązywać zawodowe zadania, jest nieprawdziwe. „Zamiast tego pracownik może przeznaczyć te dwadzieścia procent na istniejący lub nowy projekt, który jest w jakiś sposób powiązany z jego główną pracą” – wyjaśnia młody informatyk. „I jest to niepisany warunek, który zatwierdza menadżer”.
Zainteresowanie Piotra komputerami było już motywowane środowiskiem rodzinnym. Ojciec Vladimír Perešíni ma dyplom z inżynierii elektrycznej i pracuje w firmie działającej w dziedzinie technologii informatycznych.
„Kiedy byłem w trzeciej lub czwartej klasie szkoły podstawowej, tata dał mi rosyjski programowalny kalkulator i bardzo mi się spodobał” – wspomina Peter.
Dlaczego matematyka przeraża wiele dzieci? „Możliwe, że winni są nauczyciele, którzy nie potrafią się do tego zbliżyć, ponieważ uczą dzieci formułek, a nie podstawowych rzeczy” – odpowiada. Miał do nich szczęście. Podziela pogląd Umberto Eco, że szkoła musi uczyć ważnej sztuki rozeznania: „Podstawą jest to, że człowiek uczy się myśleć i rozróżniać, co jest dobre, a co złe. Znajdź powiązania między informacjami. Tylko wtedy będzie mógł poprawnie korzystać z wyszukiwarki takiej jak Google.”
Być może pozostanie w Google
Prawie cały swój wolny czas poświęca na seminaria korespondencyjne z matematyki, fizyki i informatyki. Sam wychował się na nich, a obecnie pomaga utalentowanym licealistom w odrabianiu zadań domowych, poprawia rozwiązania i organizuje cotygodniowe szkolenia. Większość z nich kontynuuje podobnie jak on: studia na Wydziale Matematyki i Fizyki. Albo w Bratysławie, albo w Pradze. „Przyciąga głównie ludzi z Bratysławy, którzy chcą uciec od domu w Pradze. Poza tym obie szkoły są porównywalne pod względem jakości nauczania, chociaż ta w Pradze ma nieco lepszą reputację” – wyjaśnia Peter.
Nie zdecydował jeszcze, co będzie robił po szkole, ale rozważa dwie możliwości: dołączyć do Google lub innej dużej firmy zajmującej się oprogramowaniem albo kontynuować studia uniwersyteckie jako doktorant.
Lubi pracować w Google. „Firma rozwiązuje problemy, których nikt inny w programowaniu nie rozwiązał”. Czy nie chce pracować w kalifornijskiej centrali Google? Najwyraźniej nie, woli być bliżej domu. To chmiel ze Szwajcarii. W Bańskiej Bystrzycy młody informatyk cieszy się szacunkiem od czasu jego międzynarodowego sukcesu w Polsce. Tam został najmłodszym laureatem Nagrody Burmistrza.
Kiedy jest w domu, pozwala sobie na oglądanie telewizji. „Czasami po prostu nie mam czasu” – przyznaje. Ramus nienawidzi polityki. Woli słuchać muzyki. Ale nie powinno też być głośno.
„Irytująco skromny fan Twittera. Skłonny do napadów apatii. Gracz. Certyfikowany geek muzyczny. Twórca. Zapalony odkrywca. Student-amator”.