„Z mojego punktu widzenia jest całkiem jasne, że Moskwa chciała zaatakować instalację wojskową, która jest ważna dla współpracy NATO-Ukraina” – powiedział ekspert ds. obrony granic Marek Świerczyński z platformy analitycznej „Polityka”.
Zdjęcie: SITA/AP, Pavlo Palamarchuk
Szkolenie żołnierzy ukraińskich w bazie w Jaworowie. Zdjęcie pochodzi z 28 stycznia.
Czy widzi Pan niedzielny rosyjski atak na ukraińską bazę pod Jaworowem przy granicy z Polską, w którym zginęło co najmniej 35 osób, jako sygnał, że Moskwa przyśpiesza wojnę?
Wydaje się, że jest to jeden z największych ataków rakietowych od początku wojny. Raporty początkowo mówiły o ośmiu pociskach, ale wydaje się, że było ich ponad 30. Ale nawet gdyby było ich mniej, nadal byłby to jeden z największych ataków rakietowych w konflikcie. Co więcej, do tej pory tak naprawdę nie było walki tak blisko granicy z NATO czy Polską, której baza znajduje się zaledwie 25 kilometrów w linii prostej. Wygląda więc na to, że Rosja rozszerza obszar aktywnej walki. Zachodnia Ukraina nie odczuła jeszcze konfliktu. Wojska rosyjskie nie ruszyły w jego kierunku, choć szczególnie na początku wojny widzieliśmy kilka ataków lotniczych na miasta takie jak Żytomierz, Iwano-Frankiwsk czy Łuck.
Jak na to zareaguje Polska?
Jeśli coś dzieje się na Ukrainie, np. pod Lwowem, to dla wielu Polaków jest to w pewnym stopniu emocjonalna sprawa. To dla nich region, który postrzegają jako swoją ojczyznę. Historycznie część zachodniej Ukrainy była częścią Polski. Ludzie boją się tego, co może się wydarzyć w tej okolicy. Z drugiej strony polscy urzędnicy zareagowali stosunkowo ostrożnie na atak. Warszawa nie mówi o żadnej większej eskalacji. Mam wrażenie, że spodziewała się czegoś podobnego. Można powiedzieć, że jeśli spojrzymy na to z rosyjskiego militarnego punktu widzenia, atak ma sens. W pewnym momencie inwazja będzie musiała skierować się na Zachód, który dąży do zmiażdżenia niepodległości Ukrainy i osłabienia jej sił zbrojnych. Jednak, jak powiedziałem, Polska zareagowała na atak powściągliwie. Niezależnie od tego, czy chodzi o wypowiedzi przywódców politycznych, czy o to, co NATO robi w tym kraju.
mapa, atak, granice Polski
Czy myślisz, że Rosjanie mogli poinformować sojusz na krótko przed atakiem, że coś się wydarzy?
Nie wiem. I nie chcę na ten temat spekulować. Obecnie bardzo trudno jest ocenić stopień, w jakim NATO i Rosja komunikują się militarnie. Nie wiemy, czy podejmowane są aktywne wysiłki, aby uniknąć konfliktu. Nie wiem, czy ktoś z kimś rozmawia. Co ciekawe, gdybyś monitorował zasoby lotnictwa publicznego w momencie ataku, zobaczyłbyś, że sojusz nie był aktywny na tym obszarze. Oczywiście otwarte źródła nie mówią nam wszystkiego, zwłaszcza w czasach wojny. Ale mam takie lekkie podejrzenie, że może Rosjanie wykorzystali sytuację, w której NATO nie przyglądało się tak dokładnie.
Istnieją spekulacje, że w bazie Javorive byli zagraniczni bojownicy. Ponadto Polska jest w zasadzie jedynym krajem, przez który tranzyt broni na Ukrainę. Czy atak był wiadomością z Rosji?
Z mojego punktu widzenia jest całkiem jasne, że Moskwa chciała zaatakować ważny wojskowy cel współpracy NATO-Ukraina. Przez wiele lat w Javorive ukraińskie oddziały szkoliły się z pomocą państw sojuszniczych, takich jak Wielka Brytania, Kanada, Stany Zjednoczone, ale także Polska. Ma pan rację, że jest to obiekt wojskowy najbliższy szlakom, którymi broń dociera na Ukrainę. Nie wiadomo jednak, czy u podnóża Javorivy były jakieś. Ale Rosjanie mogli pomyśleć, że coś się tam dzieje. I może tak było. Ale nie oczekuję, że Ukraińcy będą mieli za dużo w jednym miejscu. Byłoby to duże ryzyko. Ale atak był z pewnością ostrym sygnałem ze strony Rosjan dla Ukrainy, Polski i NATO, że mogą być gotowi uderzyć w dostawy wojskowe z Zachodu i że mogą również zwrócić trudniejsze zadanie dla ukraińskich uchodźców. Sojusz podjął już pewne kroki w tym zakresie. Kilka dni później Amerykanie przenieśli do Polski kolejne baterie przeciwrakietowe Patriot. Patrole lotnicze monitorują sytuację prawie 24 godziny na dobę, a technologia jest w stanie umożliwić NATO zobaczenie i usłyszenie tego, co się dzieje. I to sygnał z naszej strony, że Rosjanie ich obserwują. Mówimy im, że nie powinni nawet myśleć, że spróbują cokolwiek przeciwko NATO. Sojusz daje jasno do zrozumienia Moskwie, że po każdym ataku na jego terytorium nastąpi masowa reakcja. Ważne jest, aby zgłosić to w ten sposób. Ale faktem jest, że NATO nie chce iść dalej. Inwazja Rosji na Ukrainę zmieniła wszystko oprócz jednej rzeczy. Sojusz nie jest przygotowany do angażowania się w gorącą wojnę z Rosją.
Ale co, jeśli jedna z rakiet wystrzelonych na Jaworów zawiodła i uderzyła w terytorium Polski?
Rzeczywistość jest taka, że Polska nie ma wielkich możliwości obrony w takiej sytuacji. Gdyby taki atak rzeczywiście miał miejsce przez pomyłkę, być może Rosja komunikowałaby się również z NATO, aby zapobiec reakcji. Gdyby pocisk został wystrzelony umyślnie, Sojusz konsultowałby się, aktywował Artykuł 5 dotyczący obrony zbiorowej i decydował, co dalej. Jeśli był to pojedynczy pocisk i nic nie wskazuje na to, że Rosja planuje poważną inwazję, nie oznacza to, że NATO natychmiast rozpocznie ostrzał rosyjskich celów. Jak powiedziałem, sojusz nie ma ochoty iść na wojnę z Moskwą.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.