Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w swoim wystąpieniu w Bundestagu nie mógł sobie darować ukrytej kpiny z adresu kraju partnerskiego, którego nie wymienił z nazwy, ale było jasne dla wszystkich, do których się odnosił – pisze Bloomberg.
W swoim przemówieniu Scholz zapowiedział, że zezwoli na wysłanie na Ukrainę niemieckich czołgów Leopard. Podjął tę decyzję po tym, jak kraje NATO – zwłaszcza Polska – naciskały go miesiącami.
„Hic Rhodus, hic salta” – powiedział Scholz ze swoim charakterystycznym „uśmiechem smerfa”. Wyrażenie pochodzi z łacińskiej wersji jednej z bajek Ezopa. Konkretnie o sportowcu, który poszedł do domu i chwalił się swoimi doświadczeniami. W swoim przemówieniu nie zapomniał pochwalić się, że podczas swojej wizyty na wyspie Rodos skoczył dalej niż jakikolwiek człowiek kiedykolwiek skoczył lub kiedykolwiek skoczy. Jeden ze słuchaczy powiedział mu sceptycznie: „Nadchodzi Rodos, wskocz tutaj”. Chciał jej w ten sposób dać do zrozumienia, że liczą się czyny, a nie słowa.
Scholz miał oczywiście na myśli Warszawę. Zaledwie tydzień wcześniej polski rząd zapowiedział, że wyśle część swoich niemieckich lampartów na Ukrainę, nawet jeśli Berlin się z tym nie zgodzi.
Kanclerz zapewne chciała dać do zrozumienia Warszawie, że skoro tak bardzo lubi odgrywać przywódcę Zachodu w walce z Kremlem, to powinna skoczyć tu i teraz. „Wyślij swoje czołgi Leopard 2, a następnie wyślij więcej dział. A jednocześnie możesz spokojnie pokazać nam, jak zakończyć tę wojnę” – Bloomberg interpretuje słowa Scholza.
Europejski lider jest poszukiwany
W kręgach politycznych toczy się obecnie ożywiona dyskusja na temat miejsca politycznego środka ciężkości UE. Wydaje się, że w ostatnich latach przesunął się dalej na wschód. Wpływy krajów „starej Europy” słabną iw coraz większym stopniu koncentrują się w krajach „nowej Europy”. Podziału tego po raz pierwszy użył były sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld, a przez „nową Europę” miał na myśli państwa, które po zakończeniu wojny przystąpiły do UE i NATO.
Z tego rozwoju wyłaniają się dwa wnioski. Po pierwsze, Polska i jej bałtyccy sąsiedzi stoją na pierwszej linii walki z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Po drugie, kraje te praktykują generalnie bycie na czele całego bloku.
Według Bloomberga nie ma wątpliwości, że „nowej Europie” udało się w 2022 roku obronić twarde stanowisko wobec Moskwy przed Brukselą i Waszyngtonem. Ponadto okazało się, że Estonia, Łotwa, Litwa, Polska i inne kraje regionu mieli rację co do Putina, a Niemcy i Francja katastrofalnie się myliły.
To zdobycie zaufania nie przekłada się jednak na inne sfery wpływów. Nie ma już bloku „wschodniego”, któremu kraje „nowej Europy” mogłyby przewodzić w ramach UE. Nawet kraje Czwórki Wyszehradzkiej – Polska, Węgry, Czechy i Słowacja – poszły w swoją stronę.
Prawda jest taka, że Wielki Zachód ma tylko jednego przywódcę – Stany Zjednoczone. Jednak Europa ich nie ma, podsumowuje Bloomberg.
nie zaniedbuj
Putin nie groził ani mnie, ani Niemcom, mówi kanclerz Niemiec Scholz
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.