Lider rządzącej w Polsce partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) Jarosław Kaczyński sprzeciwia się propozycji Rady Europejskiej w sprawie relokacji uchodźców i zapowiedział, że chce referendum w tej sprawie. Głosowanie mogłoby odbyć się w tym samym czasie co wybory parlamentarne, czyli w październiku lub listopadzie (dokładna data wyborów nie jest jeszcze znana).

Zdaniem opozycji referendum nie ma sensu i jest nerwową próbą odwrócenia uwagi od spadającego poparcia PiS. Kaczyński stara się stosować taką samą antyimigracyjną retorykę, jaką ówczesny premier Robert Fico stosował na Słowacji w latach 2015-2016.

Reakcją PiS na spadek poparcia jest też zmiana rządu: po rocznej przerwie Jarosław Kaczyński wrócił do rządu jako wicepremier.

Zaskoczył wszystkich

Propozycja PiS, by przeprowadzić referendum w sprawie imigracji, zaskoczyła wszystkich. Bez inicjatywy referendalnej Polacy nawet by nie zauważyli, że w UE pojawił się pomysł relokacji uchodźców. Na razie mówimy o projekcie rozporządzenia, który jest obecnie zatwierdzany na szczeblu ministrów państw UE. Następnie wniosek trafi do dalszych prac, czyli negocjacji w Parlamencie Europejskim, gdzie zostanie później poddany pod głosowanie. W następnej fazie powróci do zatwierdzenia przez Radę Europejską.

Wbrew temu, co twierdzą politycy PiS, propozycja nie zobowiązuje Polski do przyjmowania uchodźców. To tylko jedna z możliwości. W takim przypadku, zdaniem opozycji, Polska musiałaby przyjąć zaledwie 1900 osób z Azji i Afryki, a taka liczba osób byłaby zupełnie niezauważalna dla 38-milionowego kraju. Jednak zgodnie z projektem ugody Polska nie musiałaby przyjmować nawet tak niewielkiej liczby imigrantów.

Zamiast tego mógłby udzielić innym krajom UE pomocy finansowej lub pomóc w inny sposób – na przykład wysyłając sprzęt, strażaków czy służby medyczne, za czym Polacy bardzo się opowiadają.

Dlaczego więc Kaczyński zdecydował się na taką antyimigracyjną retorykę? Powodem jest