Autor jest politologiem i ekonomistą (pracuje w wydziale nauk politycznych FiF UK) oraz wiceprzewodniczącym Forum Węgierskiego, Obywatelskich Demokratów Słowacji, regionu Za, koalicji Romów, Partii Demokratycznej
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Słowacja jest tradycyjnie drugim po Bułgarii najbardziej prorosyjskim krajem wśród 11 postsocjalistycznych państw członkowskich Unii Europejskiej. Najnowsze sondaże, np Globsec Trendy 2023ale i tak szokują: nasilają się opinie prorosyjskie i antyzachodnie, Słowacja w wielu tematach zajmuje pierwsze (a raczej ostatnie) miejsce.
Na przykład tylko 40% respondentów na Słowacji uważa, że główna odpowiedzialność za wojnę na Ukrainie leży po stronie Rosji (przynajmniej w próbie ośmiu krajów), podczas gdy 34% twierdzi, że Zachód, który „sprowokował” Rosję, odpowiedzialny. dla niej i kolejne 17% dla Ukrainy, która prześladowała mniejszość rosyjską (najwyższe wartości).
Większość respondentów (69%) odpowiedziała, że dostarczając Ukrainie broń prowokujemy Rosję i ściągamy wojnę. A aż połowa respondentów odpowiedziała, że Stany Zjednoczone stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Słowacji! Tak, według nich nasz główny sojusznik z NATO stanowi zagrożenie! (W drugiej Bułgarii było to „tylko” 33 proc.)
Mógłbym jeszcze długo wymieniać inne ankiety, ale to chyba wystarczy do zilustrowania. Powody są różne: wieloletnia praca mediów dezinformacyjnych, rosyjskich służb specjalnych, polityków typu Fico i faszystów itp. Jednak jeden czynnik jest w dużej mierze ignorowany: znacząca zmiana w nastawieniu mniejszości węgierskiej na Słowacji.
Zła wiadomość: Węgrzy stają się prorosyjscy, podobnie jak Słowacy
Nacjonalizm węgierski – w przeciwieństwie do nacjonalizmu słowackiego – był tradycyjnie antyrosyjski, podobny (choć nie w takim samym stopniu) do nacjonalizmu polskiego. Były ku temu dobre powody: odpowiednio Imperium Rosyjskie i Związek Radziecki dwukrotnie pokonały militarnie rewolucję węgierską: w latach 1848-1849 i w 1956 r. Musimy też pamiętać okupację kraju w latach 1944-1945, kiedy armia traktowali Węgrów jak pokonanych wrogów (dziesiątki tysięcy zgwałconych kobiet, dziesiątki tysięcy cywilów wywiezionych na roboty przymusowe do Związku Sowieckiego itp.), więc trudno mówić o „wyzwoleniu”.
Doskonale symbolizują to trzy węgierskie święta narodowe: 15 marca upamiętnia rewolucję i walkę o wolność narodową w latach 1848-1849, 23 października upamiętnia rewolucję i walkę o wolność narodową w 1956 r., a 20 sierpnia upamiętnia założyciela Królestwa Świętego Szczepana, którzy zdecydowanie opowiedzieli się za zachodnim chrześcijaństwem, a więc także za zachodnią orientacją Węgier.
Do 2009 roku Orbán był bardzo krytyczny wobec Rosjan, w tym reżimu Putina. Podczas swojego pierwszego rządu (1998 – 2002) promował integrację euroatlantycką Węgier, co pomogło ukształtować opinię Węgrów na Słowacji. Zdecydowana większość (w tym zjednoczona reprezentacja polityczna w SMK) była prozachodnia, proeuropejska, przeciwna Mečiarowi i opowiadała się po stronie słowackich demokratów.
Węgrzy i SMK odegrali więc kluczową rolę w walce o demokrację i mają historyczną zasługę w tym, że Słowacja została Tygrysem Tatr oraz członkiem UE i NATO. To był złoty wiek, typowa sytuacja „win-win”, gdzie wszyscy (Słowacja, Węgrzy na Słowacji i Węgrzech) szli tą samą drogą i to było korzystne dla wszystkich. Ta historia sukcesu jest prawdopodobnie tak wyryta w pamięci słowackich intelektualistów, że wciąż się do niej odwołują. Na przykład, kiedy słyszę niezrozumiałe pytania typu: dlaczego partie węgierskie nie zjednoczyły się tak jak wcześniej? Ale dziś sytuacja jest zupełnie inna.
Co się zmieniło? Wszystko. Czerwona linia nie dotyczy już ciemnej strony słowackiej polityki: w 2016 roku Most wszedł do rządu razem z Ficą i Danko i nie mogli wyjść nawet po zamordowaniu Kuciaka. Podczas ostatnich wyborów samorządowych i regionalnych współpracowali w kilku miejscach z takimi partiami jak Smer, Hłas i SNS w ramach wspólnego sojuszu partyjnego. Wielu z ich polityków poparło referendum Fico.
Viktor Orbán przeszedł drogę od prozachodniego demokraty do prorosyjskiego populistycznego autokraty. Prowadzi jedną kampanię propagandową przeciwko Unii Europejskiej i – wcześniej nie do pomyślenia – już otwarcie wspiera Fico na Słowacji. (Po wyborach może być niemiła niespodzianka, ilu Węgrów zagłosowało na Smer). SMK (czyli w zasadzie także Sojusz) coraz częściej przejmuje retorykę Orbána, stając tym samym na tym samym poziomie co Smer, SNS i Republika. Tym bardziej, że György Gyimesi już je wzmacnia.
Wśród partii węgierskich my (Forum Węgierskie) jesteśmy samotni w promowaniu wartości demokratycznych i możemy liczyć na to, że wytyczymy czerwoną linię w stosunku do Ficy i faszystów. Wraz z elitami politycznymi zmieniły się także orientacje wartościowe Węgrów na Słowacji.
Brakuje dokładnych danych, ale kiedy szacuję, że Węgrzy są już mniej więcej tak samo prorosyjscy – i przeciwko Ukrainie, Zachodowi i Ameryce – jak Słowacy, prawdopodobnie nie jestem daleki od prawdy.
Dezinformacja dociera do nich z trzech stron
Podatność społeczności węgierskiej na Słowacji na rosyjską propagandę jest ponadprzeciętna, ponieważ jest ona atakowana z kilku stron:
1. Węgrzy – podobnie jak zwykli Słowacy – mają dostęp do sceny czesko-słowackiej dezinformacji, tzw. „mediów alternatywnych”, pomnożonych przez wpływ portali społecznościowych.
2. Rosyjska i antyzachodnia propaganda coraz częściej pojawia się w niektórych węgierskich mediach na Słowacji – głównie za pośrednictwem reżimu Orbána lub lokalnych polityków i dziennikarzy.
3. Najważniejszy jest jednak wpływ mediów węgierskich na Węgrzech (śledzi je wielu Węgrów na Słowacji, w znacznej części są one wręcz głównym źródłem informacji). Podczas gdy Putin kontroluje już 100% przestrzeni medialnej w Rosji i szacuje się, że ma 90% z Erdoganem w Turcji, Orbán ma „tylko” około 80% pod swoją kontrolą. Nie wystarczyło mu jeszcze, aby przekonać większość wad liberalnej demokracji lub członkostwa w UE, ale już udało mu się przekonać dużą część swoich fanów do Rosji i popierać różne antyzachodnie historie, a często spiski. .
O sile aparatu medialnego, czyli państwowych (nie używam słowa publiczne) i prorządowych, świadczy również fakt, że ma do nich zaufanie zdecydowana większość społeczeństwa węgierskiego, mimo że na co dzień stykają się z zły stan służby zdrowia, edukacji i obecnie najwyższa inflacja w UE itp. Istnieje nawet paradoksalne równanie, że im niższe dochody i im bardziej zacofany region, tym większe poparcie dla partii Orbána.
O ile ta machina wielokrotnie skutecznie kształtowała sposób myślenia dużej części społeczeństwa węgierskiego, o tyle na Słowacji ma jeszcze łatwiejsze zadanie: Węgrzy w większości nie mają tu do czynienia z węgierską rzeczywistością w postaci jakości usług publicznych czy poziomu zarobków , a kiedy już są, to są to zjawiska negatywne (niski forint) są dla nich pozytywne (tańsze zakupy na Węgrzech z euro w portfelu).
Na Słowacji praktycznie nie ma przeciwwag
Medialne imperium Orbána jest wyjątkowe w całej UE. Z jednej strony Węgry są jedynym krajem Unii, w którym rosyjską propagandę rozpowszechniają media państwowe i prorządowe, a nie tylko „alternatywne”. A jednocześnie kontrola i koncentracja mediów w rękach reżimu osiągnęła poziom, który nie istnieje nawet w wielu dyktaturach. Konkretnie, w 2018 roku oligarchowie bliscy Orbánowi przekazali ponad 470 (nie pomyłka, czterysta siedemdziesiąt) różnych mediów – gazet, tygodników, telewizji, radia, mediów internetowych – na rzecz jednej fundacji (KESMA), która w ten sposób może zarządzać skuteczniej prorządowe imperium medialne. Oczywiście do tego dochodzą od dawna działające państwowe media.
Węgrzy słowaccy, przyzwyczajeni do oglądania węgierskich mediów, w większości mają dostęp do źródeł tego imperium. A jak już wspomnieliśmy, trzeba do tego dodać lokalne media i scenę „alternatywną”. Z drugiej strony przeciwwaga jest słaba. Konkretnie, krótkie pięciominutowe wiadomości w języku węgierskim nadawane rano przez publicznego nadawcę Dvojka (powtarzane głównie po pierwszej w nocy!) oraz niezależne dzienniki Új Szó i węgierską wersję Denník N Napunk, odpowiednio Internet parametr portalu sk – o stosunkowo ograniczonym zakresie. O swoistej równowadze w dziedzinie radia możemy mówić jedynie dzięki węgierskiej rozgłośni słowackiego radia (Rádio Patria).
Zamiast nieuzasadnionej groźby, zmierz się z realną groźbą
Krótko mówiąc, zagrożenie ze strony Orbána nie polega na tym, że ma on roszczenia terytorialne wobec Słowacji i armię zdolną i chętną do okupacji pewnych terytoriów. Ale w tym, że swoim imperium medialnym silnie wpływa na znaczną część mniejszości węgierskiej na Słowacji, że odchodzi od wartości demokratycznych i coraz częściej przyjmuje poglądy prorosyjskie i antyzachodnie.
Wracając do tradycyjnie postrzeganego „zagrożenia”. Nie twierdzę, że Orbán nie wykorzystuje węgierskiego nacjonalizmu na swoją korzyść. Kiedy pojawia się z szalikiem z Węgier (czyli „Wielkich Węgier”), wysyła radykałom sygnał: wiem, czego chcecie, jestem po waszej stronie, ale na razie nie mogę otwarcie o tym mówić. Jest to jednak głównie kalkulacja polityczna. Niewykluczone, że mógł mieć nadzieję, że kiedy Rosjanie z łatwością pokonają Ukrainę, coś (Ruś Podkarpacka) dotknie też Węgry. Jednak te sny mają trzy podstawowe słabości.
Po pierwsze, widzimy, że Rosjanie nie tylko łatwo wygrają wojnę, ale prawdopodobnie w ogóle nie będą w stanie wygrać wojny. Po drugie, powierzenie Rosjanom historycznego doświadczenia Węgrów jest – delikatnie mówiąc – krótkowzroczne. Po trzecie i przede wszystkim: odzyskanie „utraconych terytoriów” można sobie wyobrazić tylko wtedy, gdy załamie się cały powojenny system międzynarodowy (w tym UE i NATO). Najsilniejsze kraje mogłyby wtedy teoretycznie odbierać terytoria słabszym.
Ale w naszym regionie Węgry nie są najsilniejszym krajem, ale najsłabszym. Taka trójca rumuńsko-serbsko-słowacka jest na przykład ponad trzykrotnie silniejsza niż Węgry i Ukraina z kilkusettysięczną armią, która bije nawet Rosjan, o czym w ogóle wolimy nie mówić. Tym samym obawy części Słowaków (i nadzieje części węgierskich nacjonalistów) są nieuzasadnione. Przede wszystkim odwracają uwagę od realnego zagrożenia, które nie jest zwalczane: wpływu imperium medialnego Orbána. A gdyby tak zacząć rozwiązywać te problemy? Na początek trochę więcej pieniędzy i miejsca na węgierskojęzyczne programy w RTVS nie zaszkodzi.
„Zagorzały miłośnik zombie. Praktyk mediów społecznościowych. Niezależny przedsiębiorca. Subtelnie czarujący organizator”.