„Coś w rodzaju spotkania François Mitterranda i Václava Havla”. O tym mówi czeski eurodeputowany Tomáš Zdechovský (KDU-ČSL) podczas wizyty premiera Petra Fiali (ODS) na Ukrainę. Według niego zbliżająca się prezydencja Czech w Radzie UE może mieć znaczenie historyczne. Nie tylko mówił o tym w wywiadzie dla Drbna.
„Opowiadam się za bardziej energicznym zwalczaniem dezinformacji przez państwo, ale z drugiej strony takie rzeczy muszą być oparte na przepisach”. Rozmawiając…
W kontekście wojny na Ukrainie Czechy dały się poznać w całej Europie nie tylko falą solidarności, ale także wizytą premiera Petra Fiali do Kijowa. Jak widzisz jego podróż na Ukrainę w czasie? Czy to miało sens?
To historyczny moment. To było jak spotkanie François Mitterranda z Václavem Havlem tuż przed aksamitną rewolucją. Wyobraź sobie, że twoje miasto jest oblężone, a trzech premierów z innych krajów znajduje „piłki”, aby przyjść do ciebie i powiedzieć ci osobiście, że są za tobą. Myślę, że wiele zachodnich mediów i polityków jest zszokowanych. Na przykład postrzegali Polskę jako kraj, w którym tzw. rządy prawa nie działają i bardzo często ją krytykowali. Porównajmy teraz stanowisko Polski, Czech i Słowenii z Macronem, który co jakiś czas zadzwoni do Putina, zapyta go, czy wojna się skończyła, odmówi i tyle. Ogólnie rzecz biorąc, współpraca czesko-polsko-ukraińska funkcjonuje obecnie dobrze. Myślę, że pod koniec wojny będzie okazja do ujawnienia szczegółów operacji, które prowadzili. Broda spadnie na cały świat, tak jak zachowali się Czesi. Niewiele krajów na świecie będzie mogło powiedzieć, że tak bardzo pomógł Ukrainie w jej walce z Rosją.
Premier Petr Fiala wyraźnie pokazał czeskie stanowisko. Czy prezydent Milos Zeman, który w swoim oświadczeniu niespodziewanie skrytykował Rosję i inwazję na Ukrainę, również wystarczająco określił stanowisko Czech? Czy jego słowa wydają ci się wiarygodne?
Osobiście uważam, że prezydent i jego otoczenie zaczęli rozumieć, kim jest Władimir Putin. Wystarczy przypomnieć, jak na kilka dni przed inwazją prezydent Zeman zakwestionował informacje pochodzące nie tylko z wywiadu amerykańskiego, ale także z czeskich tajnych służb. Trzeba przypomnieć nie tylko jemu, ale i np. Tomio Okamurowi ich oburzające wypowiedzi na temat Rosji i rosyjskiej agresji. Muszą być z tym stale konfrontowani. Nie sądzę, żeby prezydent w jakikolwiek sposób zmienił swoje stanowisko. Milos Zeman jest i zawsze będzie prorosyjski i jest i zawsze będzie przyjacielem Putina. Teraz po prostu próbuje złożyć takie oświadczenie, że ludzie nie wyrzucą go z Lány i zamku. Negatywna atmosfera wobec Rosji była tu od dawna silna i zamek musiał to odczuć.
Do Czech przybyło około ćwierć miliona ukraińskich uchodźców. Sąsiedzi Ukrainy także stoją przed ogromną falą migracji. Kontyngenty, które mogłyby odciążyć te kraje i rozdzielić uchodźców do innych krajów europejskich, są coraz bardziej zróżnicowane. Czy zgodziłbyś się z tą propozycją?
Osobiście nigdy nie popierałem kwot i uważam, że ludzie nie są rzeczami, które można przenieść z jednego kraju do drugiego bez pytania o zgodę. Wręcz przeciwnie, należy wyrazić solidarność, aby państwa były w stanie odpowiedzieć finansowo na to, co się dzieje. Kiedy Włosi i Grecy mieli na swoim terytorium 16 000-18 000 migrantów, mogli tam niesamowicie machać i otrzymywali za to dużo pieniędzy. Niestety udajemy, że wszystko sobie poradzimy i nie sądzimy, żeby uchodźcy byli tam za dwa, trzy miesiące, a przecież nie rozmawialiśmy o pieniądzach. Musimy to przedyskutować z naszymi partnerami. Cała Europa musi logicznie zareagować na tę sytuację i nam pomóc. Jeżeli nam i krajom dotkniętym falą migracji odniesiemy sukces, zrobi to cała Europa.
Czechy przygotowują się do przewodnictwa w Radzie UE. Czy w obecnej sytuacji na Ukrainie nasza pozycja może być ważniejsza niż wydawało się do niedawna?
Absolutnie. Myślę przede wszystkim, że Republika Czeska ma nie tylko bardzo ważną rolę, ale także ważną kwestię, którą będzie musiała się zająć. Konflikt się skończy i konieczne będą negocjacje pokojowe, albo trzeba będzie rozpocząć negocjacje na Ukrainie z całą Europą. Cały rozdarty wojną kraj będzie potrzebował całkowitej odbudowy. To są bardzo ważne czasy. Petr Fiala może odegrać w tym niezwykle ważną, a nawet historyczną rolę. Należy o tym zawsze pamiętać. Możemy spodziewać się dużej presji na niego i jego otoczenie. Petr Fiala udowadnia dzisiaj, że jest bardzo kompetentnym premierem i nie mam wątpliwości, że będzie w stanie to zrobić.
Jak Pan osobiście ocenia pierwsze miesiące urzędowania Petra Fiali na stanowisku premiera?
To wyraźnie duża zmiana. To dziwne, ale jego poprzednika spotkałem tylko raz. Andrej Babiš nigdy się z nami nie kontaktował, nie konsultował się i śmiem twierdzić, że nawet nie wiedział, co robi Parlament Europejski i co robi Rada. Teraz spotykam się regularnie z ministrami i premierem. To niezwykle ważne i jest to ładny obrót o 180 stopni. Co więcej, Petr Fiala jest pod każdym względem miłą niespodzianką.
Wojna na Ukrainie rozpoczęła nową falę dezinformacji, która rozprzestrzenia się w czeskim Internecie. Czy Czechom udaje się walczyć z dezinformacją i ją obalać? Na przykład czeskie stowarzyszenie internetowe CZ.NIC, po konsultacjach z państwowymi siłami bezpieczeństwa i na zalecenie rządu, zablokowało osiem czeskich witryn dezinformacyjnych. Czy zgadzasz się z tym krokiem?
Myślę, że absolutnie kluczowe było, aby ten rząd miał odwagę przeciwdziałać dezinformacji. Nawet odpowiedzialni ministrowie oznaczyli strony dezinformacyjne i zamknęli je. Na tych stronach rozprzestrzeniło się wiele niepotwierdzonych informacji. Trzeba to kontynuować, aw czasie wojny trzeba kontrolować niektóre kanały. Jeśli ktoś mówi, że naruszana jest wolność wypowiedzi, mówię, że to nonsens. Wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się kłamstwo.
Czy dezinformacja nie powinna być lepiej zapisana w prawodawstwie? Czy nie mamy tam małej luki?
Zdecydowanie tak. Od lat nie przywykliśmy do walki z dezinformacją. Wszystko to zaczęło się rozwijać około 2013 i 2014 roku. Wzrost liczby stron dezinformacyjnych i dezinformacyjnych rozpoczął się, gdy Rosja zajęła Krym. Później doświadczyliśmy dezinformacji o kryzysie migracyjnym, a także krukowicach i szczepieniach przeciwko chorobie. Europa wcześniej o tym nie wiedziała i musi się z tym zmierzyć. W parze z tym musi iść reakcja polityków. Niestety, widzimy rzeczywistość, w której prawo dogania firmy technologiczne i nie jest w stanie dokładnie zdefiniować, czym jest dezinformacja. Myślę, że za dwa, trzy lata firma będzie w stanie lepiej odpowiedzieć.
Czy zatem wyłączanie witryn dezinformacyjnych jest właściwym sposobem walki z dezinformacją?
Tak, ale to nie jest kompletne rozwiązanie. Nie powinniśmy po prostu wyłączać witryn dezinformacyjnych. Powinniśmy również móc nazwać kłamstwo kłamstwem w mediach społecznościowych. Nie tylko usuwasz zdjęcie, ale dodajesz do niego dezinformację. Jednak jest bardzo cienka granica między nazywaniem tego żartem ironicznym lub dezinformacyjnym.
Gdzie jest walka z dezinformacją w Parlamencie Europejskim?
Myślę, że moi koledzy wreszcie zaczęli rozumieć potrzebę walki z dezinformacją. W 2019 roku utworzyli komisję, której jestem członkiem i w której nadal walczę z dezinformacją. Przed laty mało kto interesował się tematem. W tym czasie wraz z kilkoma kolegami z krajów bałtyckich lobbowałem za taką komisją i UE wreszcie zaczęła się tym zajmować. Myślę, że po trzech latach pracy sprowadziliśmy do Europy jedną z kluczowych kwestii. Jeśli nie zaczniemy walczyć z dezinformacją, prawdziwe informacje mogą nie być już postrzegane jako prawdziwe przez ludzi.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.