Nieprzyjemni filantropowie z Kunsthalle? Sztuka nie może obejść się bez prywatnych pieniędzy

Obecnie publiczność kulturalna z niecierpliwością oczekuje na otwarcie nowej przestrzeni artystycznej nad brzegiem Wełtawy w małym miasteczku, naprzeciwko ustalonej hali wystawowej Rudolfinum i niedaleko ujeżdżalni Senatu Wallenstein, tradycyjnego miejsca spektakularnych wystaw. Tak, mówię o Kunsthalle Prague, której założyciele i Przewodnik duchowy są małżeństwem Pavlín i Petr Pudil. Znam ich oboje dobrze i od wielu lat śledzę ich bogatą filantropijną działalność – Pudil nie tylko wspierał Akademię Sztuk Pięknych, ale jako partnerzy Galerii Narodowej w Pradze umożliwił także szereg ważnych międzynarodowych wystaw, które przygotowaliśmy pod moim kierunkiem. kierunek. A bez wsparcia filantropów prywatnych i korporacyjnych nasz ambitny program byłby nie do pomyślenia, co generalnie ma miejsce, czy to w Pradze, Berlinie czy Paryżu.

Otwarcie przestrzeni wystawienniczej i wypełnienie jej znaczącym programem samo w sobie jest czynnością trudną. Nie zapominając o powstaniu instytucji artystycznej odpowiadającej profilowi ​​muzeów publicznych, której misją jest nie tylko wystawianie, ale także prowadzenie samodzielnych badań i edukacji. I tak jest w przypadku Kunsthalle w Pradze.

W czeskim środowisku kulturalnym od dawna istnieje jednak ukryty spór o „czystość” środków publicznych i „toksyczność” środków prywatnych, związany z kwestionowaniem przez niektórych lewicowych sprzedawców motywacji filantropijnych, co prowadzi do m.in. refleksja nad rolą i postrzeganiem prywatnych działań na światowej scenie artystycznej.

Nie ma sensu zajmować się środowiskiem anglosaskim, ponieważ praktyki instytucjonalnej nie da się przenieść na warunki Europy kontynentalnej. W Stanach Zjednoczonych jest to jedyna finansowana ze środków publicznych instytucja Smithsonian w Waszyngtonie, która obejmuje Narodową Galerię Sztuki i Muzeum Hirshorn. A wszystkie inne, w tym Metropolitan Museum w Nowym Jorku czy J. Paul Getty Museum w Los Angeles, to prywatne instytucje założone przy ogromnym wsparciu wielkich korporacji i finansistów; pierwszy z nich wciąż żyje z hojności rodziny Rockefellerów, drugi z ogromnych zasobów finansowych magnata naftowego, którego imię nosi Muzeum Kalifornijskie.

Przyjrzyjmy się bliżej naszym sąsiadom. Niezależnie od motywów sponsorowania prywatnych instytucji artystycznych, można z pewnym uproszczeniem powiedzieć, że wypełniają one luki, które powodują brak środków publicznych lub ingerencję polityczną w funkcjonowanie instytucji publicznych.

Podobna dyskusja na temat instytucji wystawy, notabene zwanej Kunsthalle, toczy się obecnie w Berlinie. Na dwa lata ratusz wynajmował opuszczone hangary dawnego lotniska Tempelhof Fundacji Kulturalnej w Bonn na wystawy sztuki współczesnej. Jej założyciel rzekomo powołuje się na kontakty na najwyższych szczeblach polityki miejskiej i federalnej, dlatego zarzuca się mu, że to wstawiennictwo możnych pozwoliło mu na zawarcie umowy najmu.

Jednak w żaden sposób nie jest to korzystne dla innych! Połączenie prywatnych pieniędzy i wielkiej polityki stało się jednak dla kilku artystów pretekstem do wycofania prac z wystaw organizowanych przez tę fundację. Z drugiej strony, budżet Berlina nie pozwala na sfinansowanie tylu niezbędnych przekształceń wielkich stref przemysłowych na użytek kulturalny, a tym samym polityki miejskiej zaangażowanej w sposób współpracy z sektorem prywatnym. Ten bojkot jest jednoznacznie akceptowany przez artystów i ogół społeczeństwa. W interesie publicznym jest słuszne pytanie – czy osiąga się to poprzez poszerzanie lokalnej oferty kulturalnej z prywatnych źródeł, czy też chcemy dalej chodzić po opustoszałych i uschniętych szopach?

W sąsiedniej Polsce publiczne instytucje kultury stały się zakładnikami ideologicznych nakazów obecnego reżimu sprzed lat. Politycznie motywowane interwencje na stanowiskach kierowniczych nie są wyjątkiem, jak pokazuje godny ubolewania przypadek światowej sławy krytyk sztuki Hany Wróblewskiej, dyrektor Polskiej Narodowej Galerii Sztuki Zachęta, która nie została odnowiona przez Ministra Kultury pod koniec zeszłego roku. Tym ważniejsze są działania krytyczne dla reżimu niezależnych galerii prywatnych. Jednak duszna atmosfera życia publicznego ostatecznie zmusiła Grażynę Kulczyk, zamożną inwestorkę i jedną z najbardziej wpływowych polskich kolekcjonerów i filantropów, do przeniesienia własnej kolekcji sztuki do szwajcarskiej Engadyny. Muzeum Susch od 2019 roku wskrzesiło tradycję Kunsthalle jako przestrzeni eksperymentalnej i eksponowało zaniedbane pozycje powojennej sztuki konceptualnej i feministycznej z Europy Środkowo-Wschodniej. Szkoda, że ​​tak daleko poza granicami swojego kraju.

W Orbán Węgry od dawna musieli być lojalni ludzie na szczycie najlepszych instytucji artystycznych. Poszukując partnerów do międzynarodowych projektów, wolałbyś raczej zbliżyć się do swobodnych prywatnych inicjatyw niż do publicznych muzeów wypełniających propagandę polityki państwa. A niektóre z nich wciąż opierają się rosnącej presji egzystencjalnej.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na Ukrainie. Lokalnym publicznym instytucjom muzealnym nie udało się stworzyć niezbędnego kontekstu infrastrukturalnego, finansowego czy osobistego dla systematycznego zainteresowania sztuką współczesną, co jest szczególnie widoczne w Kijowie, niezwykle dynamicznej artystycznej metropolii w Europie Wschodniej. Tradycyjną rolę edukacji, prezentacji i wsparcia instytucji publicznych przejęły tym samym instytucje prywatne o międzynarodowej renomie, takie jak PinchukArtCentre czy Centrum Sztuki Współczesnej M17, założone przez bogatych przedsiębiorców i filantropów. Tylko dzięki nim niezwykłe pozycje dotychczas niesłusznie zaniedbanej ukraińskiej sceny artystycznej mogą zostać zaprezentowane w kontekście międzynarodowym.

Dlatego w Republice Czeskiej możemy jedynie ujawnić, jak bardzo pozostawiła ona opłakane budżety publiczne wraz z ustępującą pandemią. Dotyczy to oczywiście także kultury, której konieczność, zwłaszcza w ostatnich dwóch latach kryzysu, przestała być być może kwestionowana nawet przez ostatnich niesfornych technokratów. W sytuacji, w której instytucje artystyczne finansowane ze środków publicznych są co najmniej przytłoczone lub (podobno) zagrożone skutkami pandemii, wzrośnie znaczenie prywatnych inicjatyw zrodzonych z entuzjazmu i prywatnych pieniędzy oświeconych mecenasów. A kilka z nich już istnieje w Czechach – DOX, Meet Factory i Kampa Museum w Pradze, Osmička w Humpolcu, Telegraph w Ołomuńcu czy Gong w Dolních Vítkovicach.

Kunsthalle w Pradze z pewnością będzie jednym z najbardziej hojnych i ambitnych programów międzynarodowych. Bardzo się cieszę, że Pudils przejęli ode mnie i będą dążyć do połączenia Pragi ze światem sztuki. Skorzystają na tym artyści i publiczność. I wreszcie cała czeska kultura, która pilnie potrzebuje takich utleniających naparów.

Milton Harris

„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *