Mieszkańców Kijowa obudziły w czwartek rano odległe eksplozje i ryk rosyjskiego ataku rakietowego.
Pociski trafiły m.in. w Międzynarodowy Port Lotniczy Boryspol, kilkadziesiąt kilometrów od centrum miasta, ale celów było więcej i pociski trafiły na ulice. Jednak Kijów nie był jedynym miastem, które ucierpiało – Rosja Putina zaatakowała lokalizacje na całej Ukrainie.
Syreny i hymn
W Kijowie kilka godzin po pierwszym uderzeniu Rosjan wielokrotnie wyła syrena ostrzegająca przed kolejnymi nalotami. Później z trąb w pozornie cichym centrum miasta zabrzmiał hymn ukraiński. Przed dziewiątą rano na niebie rozległ się kolejny huk, podobno był to lot myśliwców.
Burmistrz Kijowa Witalij Kliczko wezwał mieszkańców do uspokojenia. „Sklepy są otwarte, banki pracują, stacje benzynowe są tankowane. Nie panikujmy” – powiedział burmistrz. Prezydent Wołodymyr Zełenski wezwał Ukraińców do uspokojenia.
Wojna metropolitalna, z którą Ukraina boryka się od ośmiu lat, zbliżyła się do metropolii. Konflikt dotknął cały kraj. Dziennikarze w Kijowie rano zgłaszali sprzeczne wrażenia: po pierwsze uporczywy spokój, zwykłe działanie metra i tramwajów.
Kolejki w bankomatach
Później pojawiły się kolejki przed bankami i bankomatami, a także w innych ukraińskich miastach, a w szczególności duże korki i zatłoczone drogi prowadzące na zachód. Ludzie zaczęli kupować żywność, wodę i paliwo. Przed stacjami benzynowymi i supermarketami tworzą się kolejki.
Wielu Kijowańczyków próbuje teraz wydostać się z ponad pięciomilionowej aglomeracji w kierunku Lwowa, uciekając przed wojskami rosyjskimi jak najbliżej polskiej granicy.
Stolicy grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo inwazji militarnej. Już rano pojawiły się doniesienia o przekroczeniu przez wojska rosyjskie i białoruskie granicy na północ od Kijowa, czyli z oddalonego o 75 kilometrów terytorium Białorusi. Tam Rosjanie i Białorusini rozmieścili swoje wojska w styczniu pod pretekstem wspólnych ćwiczeń.
„Jeszcze nie wiem, co robić. Teraz nie ma szans na opuszczenie miasta z powodu korków i kto wie, co się wydarzy w ciągu najbliższych kilku godzin” – napisała wcześnie rano wolontariuszka Alyona. okej, ludzie starają się nie wpadać w panikę, ale to trudne – dodała około dziewiątej.
Kyjevanka Tetjana Pečončiková od rana poszukuje źródeł wody pitnej oraz powerbanków i ładowarek. „Obudziłem się o piątej rano na dźwięk eksplozji. Atakuje Kijów z powietrza” – napisał Lista w Morning News.
Jeszcze bardziej zagrożone jest drugie co do wielkości miasto Ukrainy, Charków, zaledwie 30 kilometrów od granicy z Rosją. Rano w jego bezpośrednim sąsiedztwie pojawiły się wizerunki rosyjskich żołnierzy. Miasto spotkało się również z atakami rakietowymi.
Lista raportów odwiedziła Kijów i Charków na początku lutego. Mieszkańcy obu miast zachowali spokój, ale różnie przygotowali się na ewentualną sytuację kryzysową. Jednym z nich był informatyk Jewhen Szerłajmow, pedagog z Donbska Słowiańska. Na początku tego miesiąca powiedział, że zaryzykuje sytuację i zachowa się w zależności od tego, co się stanie. Ale dla pewności wybrał z góry określoną kwotę pieniędzy.
Za zaletę uważa, że mieszka w pobliżu stacji metra, gdzie może się schować. Podobnie jak w Kijowie, miasto zdecydowało się na bezpłatne otwarcie bramek do metra. Stacje trzech linii lokalnych mają służyć jako ochrona przed bombardowaniami Charków, jak w Kijowie.
W czwartek wczesnym rankiem Sherlaimov został obudzony przez ataki rakietowe. „Obudziłem się, bo usłyszałem kilka eksplozji pod Charkowem. Szybko poszedłem naprawić rzeczy, kupić wodę, stanąć przed bankomatem po pieniądze. Zawroty mi głowy” – pisze do słowackiego dziennika SME, który przeprowadził wywiad z Šerlajmovem w Charków trzy tygodnie temu razem z Seznamem Správmim.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.