Możesz również przeczytać artykuł w wersji audio.
Chciałbym, żeby można było pomyśleć, że rosyjska inwazja na Ukrainę zakończy się za kilka tygodni (najlepiej porażką wojsk rosyjskich) i że życie w Europie, zwłaszcza we wschodniej części, wróci do normy. Ale tak się nie stanie. W ciągu ostatnich kilku dni nastąpiło wiele poważnych zmian w wielu długotrwałych problemach, które będą widoczne w Europie przez wiele lat.
Należy bardzo docenić działalność czeskiego rządu, który zdołał odpowiedzieć na rosyjską agresję mocnymi i słusznymi słowami iw ciągu kilku dni zdołał wysłać Ukrainie znaczną militarną pomoc materialną. Ale przede wszystkim z krajami bałtyckimi i Polską oraz przy wsparciu Wielkiej Brytanii potrafiła odgrywać rolę siły napędowej w negocjacjach, które stopniowo przełamywały niezdecydowane postawy państw zachodnich.
Ale ekonomiczny wpływ wojny na Czechy jeszcze się nie skończył, bo na Ukrainę wysłano kilkaset milionów broni. Wręcz przeciwnie, zaczynają.
Niemcy wywołały poruszenie, zapowiadając w tym roku zwiększenie budżetu obronnego do 2% PKB. Jest prawdopodobne, że inne narody europejskie nie pozostaną w tyle i będą starały się jak najszybciej uporządkować zobowiązania Sojuszu. W Czechach oznaczałoby to skok i trwałe zwiększenie rozdziału budżetowego Ministerstwa Obrony o około 50 mld koron.
Kolejny miliard koron będzie wymagał inwestycji w energię. Branżę czeka trudna debata na temat tego, czy rosyjska inwazja na Ukrainę i wycofanie się z rosyjskiego gazu oznaczają koniec zielonych ambicji i początek spalania wszystkiego, co jest w zasięgu, czy też wzmocnienie tych ambicji, masowe wsparcie dla innowacji energetycznych i przyspieszenie samowystarczalności i zrównoważonego rozwoju.
Nawet jeśli uda się znaleźć optymalny środek, jest bardzo prawdopodobne, że ceny energii będą nadal rosły z dzisiejszych wysokich poziomów. Oznacza to dalszy wzrost ryzyka ubóstwa energetycznego i związanych z tym miliardów wydatków socjalnych.
Jednocześnie droższa energia nie będzie jedynym skutkiem sankcji i starań o izolację gospodarczą Rosji. Firmy, które miały duży udział w biznesie w Rosji, można spodziewać się dochodzenia odszkodowania, utrata dużego rynku wschodniego może doprowadzić do lokalnych problemów z bezrobociem, a spodziewane przyspieszenie inflacji może zepchnąć setki tysięcy ludzi w otchłań biedy. . Wszystko to może oznaczać dodatkową presję na wydatki socjalne dla czeskiego rządu, zwłaszcza jeśli chce on bronić swoich „podżegających” postaw przed ludźmi, którzy nie mają ani ponadprzeciętnych dochodów, ani rezerwy finansowej.
Wszystkie te nagłe i trudne do wyobrażenia wydatki, które mogą sięgnąć dziesiątek miliardów miesięcznie, zmuszą rząd do gruntownego przemyślenia programu gospodarczego, z którym dopiero niedawno objął władzę.
Jeśli rząd wyznaje zasadę, że nawet w tych wyjątkowych okolicznościach podwyżki podatków nie wchodzą w rachubę, będzie musiał odjąć miliardy „wojennych” dolarów od pozostałych priorytetów. To będzie nieprzyjemna debata, bo Czechy potrzebowałyby wielu reform strukturalnych, które zawsze wiążą się z sporymi kosztami transformacji – czy to emerytury, edukacja, sfera socjalna, służba zdrowia czy mix podatkowy.
Jeśli rząd nie chce stracić impetu i chce kontynuować swoją godną pochwały, odważną i pryncypialną pozycję w pierwszych dniach wojny rosyjsko-ukraińskiej, powinien wkrótce jasno i pragmatycznie powiedzieć, co czeska gospodarka „półwojny” wyglądać jak „ . A jakie będą konkretne zmiany w kolejności priorytetów, na które koalicje rządowe polowały w wyborach.
Nie byłoby uczciwe udawać, że dziesiątki miliardów dolarów wydanych na radykalną zmianę sytuacji bezpieczeństwa w Europie nie spłyną na resztę państwa. A sztuczki księgowe, takie jak te, którymi minister finansów podkręcał tegoroczny budżet, w tym przypadku naprawdę nie wystarczą.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.