„Mieszkaliśmy w mieście Dorazda w obwodzie chmielnickim. Ale wczoraj zaczęli tam strzelać, dzieci się bały, musieliśmy wyjeżdżać – mówi pani Alina, która trzyma na kolanach miesięczne dziecko. Wyjeżdża do Pragi z matką i trójką innych dzieci, ojciec dzieci pracuje w Pradze.
Niespełna czterysta osób opuściło Przemyśl w nocy w pociągu humanitarnym prowadzonym przez RegioJet we współpracy z Ludźmi w Potrzebie. Taki był plan, ale początkowo transport uchodźców wyglądał jak fiasko.
O dziewiątej trzydzieści wieczorem, kiedy pociąg odjeżdżał, na peronie zebrało się niecałe trzydzieści osób. Pociąg nie był w stanie pomieścić uchodźców, którzy mieli przybyć połączeniem ze Lwowa z około trzygodzinnym opóźnieniem. Ale w końcu czekał na lwowian, późne przybycie do Pragi nie było ważne w misji humanitarnej.
Jednak tylko 72 uchodźców przybędzie na główny dworzec kolejowy w Pradze około południa, reszta wysiada na poprzednich przystankach w Krakowie, Katowicach i Ostrawie. Kiedy wojna się kończy, ludzie chcą wracać do domu i jest to oczywiście bliżej Polski, nie bez znaczenia jest też większe powinowactwo językowe.
Charków stał się najbardziej zbombardowanym ukraińskim miastem w historii, skąd pani Irina udała się do Pragi z matką, ośmioletnim Denisem i czternastoletnim Danielem. „Zostaliśmy do ostatniej chwili, wyjechaliśmy wczoraj” – mówi.
„Plac Wolności został zbombardowany, niektóre domy zostały zrównane z ziemią. W mieście prawie nie ma jedzenia, naloty zniszczyły szkołę” – mówi pani Irina, która pracowała jako ekonomistka w biurze architektonicznym. Jej mąż został w Charkowie, aby walczyć. Nie wiedzą, dokąd teraz pójdą, ale mają starych sąsiadów w Pilźnie i liczą na to, że im pomogą.
Anna, artystka, która już mieszka w Czechach i przyjechała do Lwowa na Ukrainę, by odebrać swojego ośmioletniego syna Nazara w zupełnie innej sytuacji: „Do Lwowa przyjechałam bez problemów, ale było ciężko wrócić” – mówi płynnie po czesku.
Mąż pozostaje w rodzinnym kraju, Anna ma dziadków w Kijowie. Jego matka dzwoni do nich co dwie godziny, aby upewnić się, że nic im nie jest. „Babcia nadal myśli, że Putin nas uratuje”, Anna kręci głową, przepraszając babcię za poddanie się propagandzie, którą prowadziła przez całe życie.
Pierwsi pasażerowie wsiadają do pociągu humanitarnego do Pragi pod Przemyślem.
Pani Alena również przyjechała z Kijowa z dziećmi Káťą i Jaroslavem. Dla nich ucieczka ze strefy działań wojennych nie jest niczym nowym – do 2014 roku mieszkali we wschodnim Doniecku na Ukrainie, ale potem został zaatakowany przez pro-separatystów i okolica przestała być bezpieczna.
W Kijowie rodzina mieszkała w domu niepodpiwniczonym: „Chowaliśmy się w łazience i pakowaliśmy plecaki z pieniędzmi i dokumentami” – opowiada Katia, która pracowała w sklepie odzieżowym. Jej matka była jedną z pierwszych, które dowiedziały się, co się dzieje. Zarabia na życie jako operator pomocniczej linii telefonicznej dla mieszkańców Donbasu, ale dziś dzwonią do niej ludzie z całego kraju. „I spójrz, to nadal działa” – pani Alena pokazuje numer i stronę internetową organizacji charytatywnej, dla której pracowała.
Pani Alena z dziećmi Káťa i Jaroslavem pochodzi z Doniecka.
Wybrała Pragę, ponieważ mieszka z koleżanką z czasów, gdy rodzina mieszkała w Doniecku. Mąż Aleny został zmobilizowany.
Niektórzy pasażerowie nie zamierzają zostać w Pradze, jest to dla nich tylko stacja przesiadkowa. Panią Lenę i ośmioletnią Weronikę odbiera na stacji mąż mieszkający w Niemczech. Nawet 84-letnia Tamila, która przybyła ze swoją 60-letnią córką Ziną z Zaporoża, przygotowuje się. „Moja babcia pochodzi z Gruzji, chce lecieć do Pragi i lecieć do syna” – mówi Zina, która zostanie w Pradze, gdzie pracuje jej syn.
Kilka osób wspomina, że ma świadomość poparcia, jakie okazują im Czesi, sama malarka Anna jeździ na demonstracje na Placu Wacława. Podczas gdy dzieci zwykle uśmiechają się i patrzą w przyszłość, niektórzy dorośli są przytłoczeni emocjami: „Przyjechałem zupełnie sam, moja mama i siostra tam zostały”, woła 34-letnia Káťa. „Piszę, aby zatrzymać wojnę. Nie wiem kto to może zrobić… Żyliśmy w pokoju, nikomu nic nie zrobiliśmy w Rosji, nikogo nie zaatakowaliśmy…”
Pociąg RegioJet będzie teraz codziennie jeździł do Przemyśla w Polsce dla uchodźców, a także będzie przewoził wagony towarowe z pomocą humanitarną zbieraną przez Ludzi w Potrzebie co drugi dzień.
„Wojna będzie długa, szacuję, że dwa lub trzy miesiące” – powiedział Andrij, który towarzyszył swojej byłej żonie na Ukrainie i teraz wraca. „Muszę spędzić noc, pracuję w Pardubicach w Panasoniku” – wyjaśnia. Według niego Putin musi ocalić swoje imperium i zrobi wszystko: „Dopóki tam będzie, nic się nie zmieni” – dodaje.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.