Putin ma zamiar popchnąć Zachód do brudnego kompromisu. Po prostu wciąż kłamie
Pięć tygodni po rosyjskiej inwazji, wczoraj miał miejsce pierwszy interesujący zwrot, przynajmniej na poziomie słownym: minister obrony Putina Siergiej Szojgu zadeklarował, że jego wojska skoncentrują się teraz na realizacji głównego celu, jakim jest „wyzwolenie Donbasu”. Do tej pory podobno próbowali drastycznie zmniejszyć potencjał bojowy Sił Zbrojnych Ukrainy na terenie całej Ukrainy, a skoro im się to udało, według Szojgu, mogą teraz przenieść się na wschodnią Ukrainę.
Aleksander Formin, przedstawiciel ministerstwa Szojgu podczas rozmów rosyjsko-ukraińskich w Stambule, powiedział w tym duchu, że Rosjanie ograniczają „działalność militarną” w pobliżu Kijowa i Czernihowa, więc chcą „budować zaufanie”.
Już na froncie widoczne są pierwsze oznaki wycofywania się lub przegrupowania wojsk rosyjskich. Ukraińcy od zeszłego tygodnia skutecznie powstrzymują Rosjan w okolicach Kijowa.
Negocjatorzy Putina w Stambule nawet wskazali wczoraj, że Rosja nie sprzeciwi się staraniom Ukrainy o członkostwo w UE, jeśli Kijów zobowiąże się do nieprzystąpienia do NATO.
Prezydent Zełenski od pierwszych dni wojny zadeklarował chęć zachowania neutralności, ale dopiero teraz, po raz pierwszy od 24 lutego, negocjacje rosyjsko-ukraińskie przyniosły pozytywny postęp. W tej chwili nie trzeba tego krzyczeć, ale wydaje się, że Rosjanie zmieniają taktykę po wyczerpaniu sił w okolicach Kijowa czy Charkowa i nieosiągnięcia początkowych celów, nawet kosztem ogromnych strat.
Spust, który pozostaje po Rosjanach
Pierwsze miasto, nad którym Ukraińcy odzyskali kontrolę, nazywało się Trostjanec. To 20-tysięczne miasto, położone na północny zachód od Charkowa i 30 kilometrów od granicy z Rosją. Zaledwie kilka dni temu, w piątkowe popołudnie, żołnierze armii rosyjskiej nagle stąd wyparowali, wrócili do Rosji – i pozostawili tam obrazy zniszczenia, za które Ukraińcy uważają już Putina za Hitlera XXI wieku.
Podczas gdy pierwsi dziennikarze podróżują teraz do Trostjanca, reporter wojenny Christoph Reuter opisane dla Der Spiegel tygodnie terroruczego doświadczyło miasto. Płaczący ludzie spacerują zrujnowanymi ulicami wzdłuż ruin, dwóch mężczyzn rzuca się sobie w ramiona: „Czy żyjesz?”
Jak wyjaśnia Reuters, wojska rosyjskie pierwotnie chciały przejść tędy i skierować się w stronę Kijowa, ale Ukraińcy zniszczyli most i odcięli go. Uwięziona tutaj jednostka wojskowa, zagrożona kontratakami ze strony Ukraińców, stopniowo przekształciła się w apel wojskowy, który sfrustrował ludność cywilną. Rosyjscy żołnierze plądrowali sklepy, niszczyli skarby i bankomaty, aresztowali ludzi, zabierali im telefony komórkowe, a gdy zobaczyli, że ktoś wysyła przez telefon zdjęcia lub dane kontaktowe, rozstrzelali go na placu. Mężczyznom kazano rozebrać się do naga, aby sprawdzić, czy mają tatuaże wskazujące na przynależność do ukraińskiego wojska, zastrzelili podejrzanego. Ten sam los groził każdemu mieszkańcowi, który wyjechał po godzinie 15:00. I tak na przykład Rosjanie zastrzelili mężczyznę, także weterana wojny sowieckiej w Afganistanie, który jechał na rowerze na oddział położniczy. Reuter z ironią w filmie pokazuje, że jednym z zabytków pozostawionych w mieście jest sowiecki czołg, który w 1943 roku wyzwolił miasto z rąk Armii Czerwonej Niemców.
Takich historii będą tysiące, które na zawsze zapadną w zbiorowej pamięci Ukraińców. A będzie ich więcej, ponieważ ta wojna na pewno się nie skończyła po wczorajszej deklaracji Shogu i możliwym wejściu w drugą fazę.
Dlaczego nie zaufać Putinowi
Oczywiście, jeśli zmiana rosyjskiej taktyki potwierdzi się w nadchodzących godzinach i dniach, a Rosjanie rzeczywiście wycofają się na wschód Ukrainy, będzie to ogólnie dobra wiadomość.
Oznacza to, że Rosjanie de facto zostali zmuszeni do przyznania się do porażki Planu A, jakim był szybki podbój Kijowa, oraz, co Władimir Putin na początku wojny nazwał denazyfikacją i demilitaryzacją Ukrainy.
Teraz Rosjanie udają, że wycofują się z Kijowa, nie mówią już o denazyfikacji czy demilitaryzacji. Wszystko to są zaszyfrowane hasła głównego celu: obalić rząd Zełenskiego, zlikwidować jego przedstawicieli, ustanowić reżim okupacyjny i zlikwidować prozachodnią ukraińską elitę (fizycznie lub poprzez emigrację). Putin najwyraźniej zakładał, że jedni Ukraińcy będą współpracować z okupantami, inni biernie, a żołnierze wraz z członkami Gwardii Narodowej skupią się na oczyszczaniu terenu i tłumieniu oporu.
Putin chciał oczywiście podzielić Ukrainę na dwie części i zintegrować większą, w tym Kijów, ze światem rosyjskim – i gdyby wszystko poszło stosunkowo dobrze, dziś spekulowalibyśmy, że pewny siebie przywódca z arsenałem nuklearnym nie ośmieliłby się nawet zagrozić Bałtykowi krajów lub Polski. My na Słowacji mielibyśmy go na oczach moskiewskich Henleinów, takich jak Blaha, Danko, Kotleba i Uhrík, którzy podziwialiby rosyjską potęgę i ośmieszali Zachód, bo po raz kolejny został upokorzony.
Przed tym wariantem uratował nas ukraiński ruch oporu kierowany przez prezydenta Zełenskiego. W ciągu miesiąca Rosjanie pokazali znacznie mniejszą siłę na polu bitwy, a Ukraińcy znacznie bardziej zdeterminowani niż miesiąc temu, czego oczekiwała nie tylko Putin, ale i większość zachodnich strategów wojskowych.
Ale nawet na razie nie ma powodu do zbytniego optymizmu.
Wojna jest wciąż stosunkowo krótka, a przewaga techniczna Rosji jest nadal widoczna, pomimo zaskakujących deficytów.
Rosjanie chcą teraz najpierw podbić strategicznie ważny Mariupol, gdzie mogą odnieść sukces w dającej się przewidzieć przyszłości. Według Szojgu wojska rosyjskie przygotowują się do „wyzwolenia” Donbasu, czyli kwatery głównej armii ukraińskiej i podboju całego lub części tego regionu wschodniej Ukrainy.
Według tej mapy Ukraińcy nadal kontrolują stosunkowo dużą część Donbasu, więc możliwe jest, że miasta takie jak Słowiańsk, w którym mieszkają rosyjskojęzyczni, którzy przed aneksją Krymu wybrali zwolenników Janukowycza, mogą stanąć w obliczu krwawych bitew i zniszczeń, takich jak Mariupol .
Mariupol jest teraz kluczem dla Rosjan. Gdyby został przejęty i ugryziony przez inne regiony Donbasu, Putin, pomimo niepowodzenia planu A, mógłby wystąpić przed publicznością narodową i użyć propagandy państwowej, aby przekonać zwykłego Rosjanina Iwana Iwanowicza do osiągnięcia celów „specjalnej operacji bojowej”: nasz rosyjskojęzyczny Donbas. pas ze strategicznym podejściem do morza, Ukraina i Stany Zjednoczone oraz UE muszą to wszystko uznać, a Kijów zobowiąże się do neutralności.
Gdyby taki scenariusz miał się wydarzyć, powstałaby skomplikowana sytuacja. Rosjanie będą udawać, że kończą wojnę, a wszystko inne musi zostać uzgodnione przy stole negocjacyjnym. Zachód będzie nalegał, by Ukraina zgodziła się na zmniejszenie swojego terytorium, a tego nie można dyktować z zewnątrz.
W takim przypadku prezydent Zełenski znajdzie się pod silną wewnętrzną presją. Dla ekonomisty powiedziałże ludzie są dla niego ważniejsi niż terytorium, wysyłając tym samym sygnał, że możliwe są pewne ustępstwa terytorialne. Ale w tej chwili trudno sobie wyobrazić, że Ukraińcy byliby gotowi na odstąpienie terytoriów z miastami takimi jak Mariupol, oprócz oddania Krymu czy terytoriów separatystów.
Choć Rosjanie szybko zdobyli Mariupol, to Ukraińcy poczują wystarczającą motywację i pewność siebie, by o niego walczyć i ostatecznie go zdobyć, biorąc pod uwagę, jak wojna zaszła do tej pory. Na dłuższą metę wojna może zostać zablokowana na liniach wschodnich i południowo-wschodnich. Rosjanie będą się tym denerwować, ale będą też liczyć na rosnącą nerwowość w Europie, która zostanie dotknięta inflacją, recesją i stresem ogromnej fali uchodźców.
Jest to jeden z powodów, dla których w szczególności UE może wkrótce znaleźć się pod presją od wewnątrz i zacząć nakłaniać Ukraińców do zaakceptowania rosyjskiego Donbasu (lub jego znacznej części) z południowo-wschodniej części kraju. Ten brudny kompromis, który de facto legitymizowałby rosyjską agresję, miałby niewątpliwie dobrą stronę – Ukraina obroniłaby się jako niepodległe państwo, Kijów zostałby uratowany przed zniszczeniem, Stany Zjednoczone i UE otrzymałyby miliardy euro na odbudowę kraj i co więcej wizja. Członkostwo w UE. W ten sposób powstałoby między nami a powiększoną terytorialnie Rosją wielkie państwo wschodnioeuropejskie, które symbolizowałoby wartość niepodległości i antyrosyjskiego oporu wobec całej Europy.
Ale problem z tak brudnym kompromisem z Rosją, który powinien przynieść pokój i zagwarantować Kijowowi europejską przyszłość, polega na tym, że Putinowi nie można ufać.
Zaledwie dwa tygodnie przed rozpoczęciem wojny obiecał w Moskwie Emmanuelowi Macronowi, że wkrótce wycofa wojska rosyjskie z tzw. ćwiczeń na Białorusi i że Rosja zintensyfikuje negocjacje w ramach tzw. procesu pokojowego w Mińsku w sprawie statusu dwóch separatystycznych republik.
Putin kłamał wtedy bezlitośnie i trzeba się z nim liczyć dzisiaj. Być może teraz ocenił, że po fiasku planu zdobycia Kijowa trzeba przegrupować siły, przybywa Mariupol, a inne części Donbasu przejąć. Następnie chce zrobić niezbędną przerwę operacyjną, podczas której będzie twierdził, że jest w stanie uzgodnić z Kijowem i Zachodem nowy powojenny układ. A po chwili znowu odwróci sytuację i wróci do swojego imperialnego marzenia – zintegrowania dużej części Ukrainy, w tym Kijowa, ze światem rosyjskim, bez względu na cenę i cokolwiek by to oznaczało, że Rosja zamieni się w eurazjatyckiej wersji Północy. Korea.
Brzmi jak szalony scenariusz. Ale jest nie mniej szalona niż ta, którą rosyjski przywódca rozpoczął 24 lutego.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.