Eskalacja konfliktu zbożowego i ogłoszenie zaprzestania dostaw polskiej broni na Ukrainę wzbudziły zainteresowanie całego świata. Rozmawialiśmy z emerytowanym generałem Pavlo Mackiem, aby dowiedzieć się, czy to tylko burza w filiżance herbaty.
Zdjęcie: STRONY, Biblia Brana
Emerytowany generał Paweł Maćko.
Czy to naprawdę coś aż tak poważnego, czy też zapowiedź zaprzestania dostaw broni potrwa tylko do październikowych wyborów w Polsce?
W tym przypadku kosa uderzyła w kamień. Zrozumiałe jest, że Ukraina powinna eksportować to, co jest w stanie wyprodukować. Ich PKB spadł w zeszłym roku o prawie 40%. Muszą w dalszym ciągu z czegoś finansować funkcjonowanie państwa i podstawowe usługi publiczne. Mimo to Ukraina jest uzależniona od bezpośredniej zewnętrznej pomocy finansowej. Bez eksportu własnej produkcji będzie jeszcze gorzej. Reakcja Ukrainy na embargo zbożowe jest zatem zrozumiała i nie ma nic wspólnego z niewdzięcznością. Z drugiej strony Zełenski musi zrozumieć, że niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy po jego stronie, kraje, które mu w tym pomagają, muszą to robić wyłącznie zgodnie z ogólnymi zasadami moralnymi i zobowiązaniami wynikającymi z Karty Narodów Zjednoczonych. Wszystkie kraje mają swoje własne krajowe problemy polityczne i cykle wyborcze. Grożenie arbitrażem przed wyborami nie jest najrozsądniejszym rozwiązaniem. Myślę, że są to różnice przejściowe, które prawdopodobnie zostaną wyjaśnione przed wyborami w Polsce. Polska i inne kraje wspierające Ukrainę mają świadomość, że jeśli Ukraina upadnie, będziemy mieli na swoich granicach wzmocnionego agresora. Byłby też przekonany, że nie będziemy w stanie zdecydowanie przeciwstawić się jego ewentualnej agresji. W tym przypadku koszt zapewnienia bezpieczeństwa i bytu byłby znacznie wyższy niż cena protekcjonistycznej ochrony sektora rolnego w Polsce czy UE. Podział ten jest tymczasowy, ale pokazuje, jak trudno będzie zintegrować Ukrainę z UE, nie dlatego, że nie jest na to gotowa, ale dlatego, że mogłoby to wypchnąć kilka krajów ze strefy komfortu. Okazuje się, że wbrew zapewnieniom polityków nikt tak naprawdę nie chce taniej żywności.
Do czego może odnosić się to stwierdzenie? Czy może to mieć wpływ także na już zawarte umowy dotyczące np. pojazdów opancerzonych Rosomak, za które Polska otrzymuje wynagrodzenie?
W tej chwili odbieram tę wypowiedź jako sygnał polityczny, jeszcze bardziej dla polskiego społeczeństwa niż dla Ukrainy. Polska raczej nie zrezygnuje z komercyjnej sprzedaży swoich systemów, tak jak Rosomak. To byłoby nielogiczne. Jeśli chodzi o pomoc ze stada, to i tak jest ona mniej więcej wyczerpana.
Czy takie ochłodzenie stosunków mogłoby przenieść się na Słowację?
Rząd sprawujący władzę ma ograniczone pole manewru i wybrał już środki ochronne. To paradoks, bo w tym roku mieliśmy rekordowe zbiory pszenicy, ale nie jakości spożywczej. Chleb będzie więc jeszcze droższy, ale teraz chyba nikt nie będzie się nim zawracał. Niestety, w obliczu tego rozłamu, tuż przed wyborami Polska i prezydent Zełenski bardzo mocno poparli słowacko-rosyjską piątą kolumnę i jej ambicje wyborcze. Wszyscy rusofile, ale także ponad połowa społeczeństwa, która pod wpływem propagandy odmawia jakiejkolwiek pomocy Ukrainie, wpadła w ręce precedensu, do którego będzie się odnosić. Nie spodziewam się jednak, że komercyjne dostawy naszej broni i amunicji na Ukrainę zostaną wstrzymane. To dla nas praca i pieniądze i nie będzie to śmierdziało żadnemu politykowi.
Jeżeli Słowacja również zdecyduje się na wstrzymanie dostaw broni, co mogłoby się martwić? Czy istnieją jakieś porozumienia dotyczące na przykład Zuzán 2 lub amunicji – czy za naruszenia grożą sankcje?
Słowacja nie ma już nic dużego i znaczącego do zaoferowania Ukrainie z własnych rezerw. Nasza armia była niedożywiona i w dużej mierze rozbrojona jeszcze przed inwazją rosyjską. Dzięki przekazaniu sprzętu opóźniona i długo utrudniana modernizacja Smeru została jedynie przyspieszona. Dlatego paradoksalne jest, że Smer mówi teraz o rozbrojeniu naszej armii, bo taka była długofalowa polityka Smeru. Jeśli chodzi o Zuzany 2 i amunicję, to są to klasyczne kontrakty handlowe. Jeśli ich nie przestrzegamy, producenci narażeni są na sankcje, odpowiednio kary umowne i znaczne straty ekonomiczne. Państwo powinno im to zrekompensować, czyli nas wszystkich. Ponadto chcę podkreślić, że kontrakty te nie są finansowane przez Ukrainę, ale przez kraje zachodnie (np. Dania) i UE.
Czy podobne ochłodzenie zachodzi w przypadku innych niż Polska krajów?
Nie sądzę, że będzie to zjawisko masowe. Kraje na zachód od Rosji byłyby przeciwko sobie i przeciwko własnemu bezpieczeństwu. Ukraina trzyma rosyjskiego agresora z daleka od nas. Jeśli upadnie, naiwnością byłoby wierzyć, że Rosja zatrzyma się na naszych granicach. Wręcz przeciwnie, będzie kontynuować agresję, jeśli nie bezpośrednio militarnie, to przynajmniej w sposób hybrydowy. Najgorętszym i najbardziej wyjątkowym kandydatem do ochłodzenia stosunków będzie Słowacja, gdzie aż trzy–cztery uprawnione partie polityczne mają silne sympatie prorosyjskie i od dawna działają przeciwko Ukrainie i jej wsparciu.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.