Na kilka dni przed wyborami Słowację stoją przed dwoma zagrożeniami.
Pierwszym z nich jest powrót do władzy Smeru i Roberta Fico. Skalę tego zagrożenia można dziś jedynie niejasno oszacować.
Trzykrotnego premiera Roberta Fico znaliśmy na różnych stanowiskach w ciągu jego długiej ery. Jako cynika bezlitośnie atakującego emocje kraju w kwestii migracji, ale też jako polityka, który z entuzjazmem powtarzał frazesy największych brukselskich cheerleaderek opowiadających się za jak najściślejszą integracją. Fico zawsze wyróżniało się elastycznością, z jaką potrafiła docierać do własnych odbiorców, dostosowując się jednocześnie do współczesnych oczekiwań Unii Europejskiej. Z jednej strony zbudował system swoich ludzi, dzięki któremu ugruntował swoją pozycję w policji i służbach bezpieczeństwa w interesie partii i związanej z nią oligarchii biznesowej, a jednocześnie nawet nie wykorzystać swój absolutny triumf wyborczy. w 2012 roku, podobnie jak Orbán, do kontrolowania mediów, uniwersytetów czy sektora pozarządowego.
Ale gdyby teraz Fico wygrał i utworzył rząd z SNS, Hlasem – nie mówiąc już o Republice – mielibyśmy prawdopodobnie Roberta Fico w najgorszej możliwej wersji. Taki rząd stwarzałby poważne zagrożenie dla możliwości prowadzenia przez Słowację rozsądnej polityki zagranicznej i gospodarczej, ale także funkcjonowania instytucji mających gwarantować sprawiedliwość w tym kraju.
Po doświadczeniach ostatnich trzech lat, kiedy Fico był świadkiem aresztowania swoich bliskich – Norberta Bödöra, Roberta Kaliňáka i Tibora Gašpara – i skontaktował się z nimi w Internecie, jego dawne pokusy przekształciły się w nową determinację: jak umocnić się u władzy, na przykład poprzez zdominowanie instytucji, choćby mediów publicznych, czy zmianę ordynacji wyborczej.
A w polityce zagranicznej zawsze istnieje pułapka: Robert Fico mógłby porzucić część dzisiejszej antyukraińskiej retoryki i zabrać głos zarówno w Berlinie, jak i w Paryżu. Fico postępuje w tej sprawie bez skrupułów od lutego 2022 roku, goni wyborców z najbardziej czerwonych i brązowych zakątków kraju, więc po wyborach nie będzie miał już gdzie się odwrócić. Wręcz przeciwnie, Słowacja dokonałaby dużej zmiany, byłaby kierowana przez polityków, którzy skrycie pragną sukcesu Rosji, a nie Ukrainy i zadowalają się frazesami o pokoju.
W ten sposób zachodniosłowiański sojusz Polski, Czech i Słowacji przestałby działać na Wyszehradzie, a Bratysława, na wpół odizolowana, zawarłaby sojusz z Wiktorem Orbánem i jego wątpliwymi sojusznikami na Bałkanach.
Problem z liberałami i konserwatystami
Inną formą zagrożenia jest brak rozsądnej alternatywy.
Z obozu drugiego widmo Smeru może pokonać jedynie postępowa Słowacja. Zespół ten może w sobotę osiągnąć wynik porównywalny z najlepszymi wynikami SDKÚ.
Ale postępowcy ucieleśniają niewiele z tego, co posiadała partia Dzurindy: nawet jeśli kampania milczenia, dobre wizualizacje i pomoc mediów przykryły to, w tej partii widać pierwotny talent polityczny, ale nadmiar aktywizmu. Jak kilka dni temu napisał Martin Leidenfrost, nawet najbardziej postępowe partie na naszym Zachodzie nie mają programu tak radykalnego jak PS.
W przeciwieństwie do poprzednich wyborów ta kampania PS naprawdę się sprawdziła: komunikacja publiczna skupiała się wokół lidera Michala Šimečki, który w debatach końcowych nie spisał się dobrze, ale był skupiony. Aparat partyjny był bardzo zdyscyplinowany, postępowcy robili wszystko, aby uniknąć przykrych niespodzianek. Z tego powodu np. przedstawiciele niemal wszystkich pozostałych partii na zmianę podczas rozmów przedwyborczych w Postojnej zmieniali się, a lider PS i pozostali członkowie kierownictwa partii odmawiali kontaktu z naszą gazetą. Wielką zaletą postępowców było to, że oprócz pojedynków z innymi politykami, mieli do czynienia głównie z życzliwymi moderatorami, którzy w porównaniu do konkurencji nie zadawali im naprawdę nieprzyjemnych pytań.
W ostatnich tygodniach postępowe media podkreślały, że im lepsze wyniki postępowców, tym większe szanse na utworzenie po wyborach rządu bez Smeru. Ale raczej jest odwrotnie: im silniejsi stają się postępowcy – nieuchronnie kosztem innych, bardziej liberalnych partii, które mogą zepchnąć poniżej progu parlamentu – tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że potencjalni partnerzy ze strony konserwatywnej będą skłonni próbować. wspólne zarządzanie.
Ogólnie rzecz biorąc, ramy polityczne i mentalność tej partii nie stanowią nadziei, ale przeszkodę w wyłonieniu się rozsądnej i trwałej alternatywy.
Jak wynika z najnowszych sondaży, PS staje się, podobnie jak w 2020 roku OĽaNO, punktem zrzeszającym różnego rodzaju prozachodnich wyborców. Jeśli bardziej liberalni wyborcy, którzy normalnie głosowaliby na SaS lub na Demokratów, bardziej zgodnych z ich wartościami, ulegną efektowi kuli śnieżnej, będzie to stanowić duży problem dla samego słowackiego liberalizmu – przynajmniej przez jakiś czas, nawet przy hojnej Przy wsparciu dziennikarzy może zostać całkowicie zdominowany przez swoją radykalną i pod wieloma względami niebezpieczną gałąź.
Dla zapobieżenia wspomnianym zagrożeniom istotne będą głosy wyborców konserwatystów, którzy nie chcą powrotu Smeru. Udział
Wreszcie, dla uniknięcia lub przynajmniej złagodzenia wspomnianych zagrożeń istotne będą głosy wyborców konserwatystów czy chrześcijan, którzy nie chcą powrotu Smeru do władzy. Złą wiadomością dla kraju byłaby utrata w sobotę głosów tej grupy mieszkańców i braku jej reprezentacji w parlamencie.
Mówimy głównie o wyborcach, którzy będą głosować na KDH, koalicję OĽaNO, KÚ, Za lúdí, a część z nich także na Demokratów.
Partia OĽaNO Matoviča wykazała się w ostatnich latach właściwym kompasem, jeśli chodzi o wartości i politykę zagraniczną, a także może pochwalić się sukcesami w walce o praworządność i politykę rodzinną.
Jednak całościowy obraz dominował destrukcyjny sposób rządzenia, który wprowadził do życia publicznego nieznośny poziom kłótni i agresji, czego wymiernym skutkiem był rekordowy spadek zaufania do polityki. Ostatecznie sam OĽaNO, jako główny lider zmian, przyczynił się do tego, że koalicja, która zaczynała z większością konstytucyjną, nie mogła rządzić, tylko zmieniała premierów, aż stopniowo opadła na dno.
Igor Matovič również był przedmiotem niesłusznej krytyki, ale w sumie nie może uchylić się od współodpowiedzialności za to, że dojrzały do gąbki w 2020 roku Robert Fico może wrócić do władzy w październiku.
Może w Partii Demokratycznej jest kilku bardziej konserwatywnych polityków, ale jest to projekt, w którym powtarzają się wszystkie bolączki Kisko Dla Ludu: tworzą go naprędce ludzie o innych wartościach, ale z jeszcze większymi ambicjami, a on to robi . nie stanowi gwarancji spójnego stanowiska w ważnych kwestiach, nawet dla wyborcy chrześcijańskiego.
I wreszcie KDH, która po publikacji najnowszych sondaży ma realną szansę na powrót do parlamentu po niemal ośmiu latach.
Chadecy popełnili też w kampanii spore błędy: partii nie udało się wiosną osiągnąć porozumienia z Unią Chrześcijańską, by dać wyborcom sygnał, że konserwatyści w polityce potrafią stanąć po stronie starych, niezrozumiałych obecnie dla obywateli sporów. wszyscy oprócz nich i współpracują. Po latach spędzonych w pozaparlamentarnej opozycji KDH boryka się także z takimi bolączkami, jak nadmierny regionalizm i niemożność zainteresowania się sprawami pansłowackimi.
Z drugiej strony prawdą jest, że właśnie dzięki silnemu zakotwiczeniu w polityce regionalnej KDH przetrwała nawet po dwóch przegranych wyborach i już w sobotę może wrócić do I ligi. Jest to zjawisko zupełnie wyjątkowe w polistopadowej historii politycznej Słowacji.
KDH zasłużyło na sobotni sukces z dwóch konkretnych powodów: jego zarządowi pod przewodnictwem Milana Majerskiego udało się zaprezentować ciekawszego kandydata niż ostatnim razem. Jeśli porównamy chadeków do innych, nie ma się czego wstydzić. Nawet niezależni analitycy uznali program ruchu za jeden z najlepszych w kilku obszarach, KDH oferuje dziś szanowanych ekspertów w takich dziedzinach jak edukacja, zdrowie czy energia.
Milan Majerský nie jest lepszym retorem niż Alojz Hlina, który ponad trzy lata temu wiedział, jak zaimponować nawet środowisku spoza ruchu. Ale Majerský, w przeciwieństwie do Hlina, rozumie swoich wyborców znacznie lepiej. Podczas gdy Hlina zawierał dziwne pakty z PS, Majerský potrafił umiejętniej definiować się w stosunku do Smeru i postępowców. I wreszcie zorganizował lepszą kampanię: jego strona wizualna, w tym główne hasła, z pewnością była porażką, ale politycy KDH byli bardziej czuli w kampanii międzyludzkiej.
Konserwatywny wyborca może mieć uzasadnione wątpliwości, czy obecna KDH jest na tyle silna kadrowo, pewna siebie i kompetentna, aby bronić swoich priorytetów programowych, czy to przeciwko Smerowi, czy w przypadku współrządzenia z postępową lewicą.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla tego typu wyborcy chadecja reprezentuje solidną, standardową i spójną wartościowo alternatywę, która mogłaby wprowadzić nieco więcej spokoju i normalności w przesiąknięte falami histerii życie publiczne.
Już choćby z tego powodu powrót KDH do parlamentu pomógłby Słowacji.
„Ninja z ekstremalnych podróży. Pisarz. Bezkompromisowy praktyk zombie. Fanatyk popkultury. Student”.