Za kilka dni cisi i głośni zwolennicy Putina przekonają nas, że polityczna i militarna pomoc dla Ukrainy jest sprzeczna z przesłaniem o zakończeniu II wojny światowej, zwycięstwie nad nazizmem i faszyzmem. Jednocześnie, jeśli będziemy szukać paraleli między „kiedyś” a „teraz” (co zawsze jest grą wątpliwą i często niebezpieczną), nie znajdziemy ich.
II wojna światowa rozpoczęła się jako próba przerysowania mapy Europy przez reżimy totalitarne. Główną siłą napędową były nazistowskie Niemcy – wspierające faszystowski zamach stanu w Hiszpanii, Anschluss Austrii, okupację Sudetów i rozpad Czechosłowacji – ale wraz z wybuchem konfliktu do agresji dołączył kolejny europejski reżim totalitarny. Dwa i pół tygodnia po tym, jak nazistowskie wojska zaatakowały Polskę i Związek Radziecki.
W połączeniu z zimowym atakiem na Finlandię i okupacją trzech krajów bałtyckich rok później reżim stalinowski był agresorem podobnym do nazistów na początku konfliktu. Dopiero atak Hitlera na Związek Sowiecki skłonił Stalina do współpracy z krajami demokratycznymi. Był to sojusz z konieczności, który przyniósł gorzkie zwycięstwo Europie Środkowej i Wschodniej. Chociaż armia radziecka pomogła pokonać nazizm, wkrótce sprowadziła nowy rodzaj zniewolenia w okupowanych przez siebie częściach Europy.
Wolność przyszła dopiero wraz z upadkiem sowieckiego bloku cesarskiego i wycofaniem sowieckich wojsk okupacyjnych. Ale Putin i jego apologeci wolą pamiętać „wyzwolenie” końca lat czterdziestych – to, które rozszerzyło imperium sowieckie i przyniosło kolejne cztery dekady totalitaryzmu we wschodniej części kontynentu.
Jedną z przyczyn początkowego sukcesu agresorów był brak jedności demokratycznych rządów. Nie udało im się skutecznie wesprzeć antyfaszystowskiej opozycji w Hiszpanii. Przyjęli okupację Austrii, opuścili Czechosłowację, nie bronili skutecznie Polski. Przedstawiali ustępstwa wobec reżimu totalitarnego, który nie ukrywał dążenia do ponownego wyznaczenia granic politycznych Europy, jako próbę utrzymania pokoju. De facto to samo mówią ci, którzy przedstawiają poparcie dla Ukrainy jako „przedłużanie wojny”. Wolność i życie Ukraińców mają być ceną za wątpliwą obietnicę „pokoju” w pozostałej części Europy. Przynajmniej dopóki Putinowi nie będzie to odpowiadać.
Jedną z odpowiedzi Europy Zachodniej na II wojnę światową była integracja polityczna i gospodarcza. Mimo wielu problemów pomógł przezwyciężyć wewnątrzeuropejskie konflikty wywołane dwiema wojnami światowymi. Umożliwiło to powojenną odbudowę. I tylko dzięki niemu kraje europejskie mogą mieć nadzieję, że będą nie tylko szachownicą politycznych rozgrywek mocarstw zewnętrznych, ale niezależnym graczem geopolitycznym.
To już trzecia równoległość do obecnych wydarzeń. Tylko bezpieczeństwo, integracja polityczna i gospodarcza krajów Europy Wschodniej pozwoli powstrzymać rosyjskie próby odbudowy imperium. Jeśli zostanie opanowany, da im możliwość samodzielnego decydowania o swojej przyszłości i wzmocni Europę. W ostatecznym rozrachunku może to pomóc także Rosji: będzie jej trudno zdemokratyzować bez pozbycia się swoich imperialnych marzeń.
Za kilka dni cisi i głośni zwolennicy Putina przekonają nas, że jeśli cenimy sobie wolność i dziedzictwo walki z nazizmem i faszyzmem, to musimy przestać pomagać Ukrainie. Oni kłamią.
„Subtelnie czarujący fan mediów społecznościowych. Introwertyk. Skłonny do napadów apatii. Przyjazny rozwiązywacz problemów. Nieuleczalny wichrzyciel”.