W tę sobotę w Bratysławie odbędzie się Rainbow PRIDE – spotkanie wspierające prawa człowieka osób LGBTI+.
Autor jest konsultantem społecznym i analitykiem
Pierwsza PRIDE w 2010 roku była swoistym testerem, papierkiem lakmusowym reakcji społeczeństwa – zwykłych ludzi, ale też władz: policji czy polityków. I nie było też zbyt wielu ludzi, może około pięciuset.
Obok zamkniętego terenu w górnej części Placu Hviezdoslava w alejkach zebrały się grupy krzyczących faszystów, w tłum rzucono nawet kilka kamieni.
Roberta Kalinaka następnie powiedział organizatorom, w tym Romanie Schlessinger, Rominie Kollarik, Róbertowi Furielowi, Richardowi Fekete i innym, że muszą wynająć ochronę.
To naprawdę było. Ale kto by to dzisiaj pamiętał?
Ale trzeba „pamiętać”. A nie tylko starannie wyselekcjonowane, rozwodnione fragmenty historii, posypane osobistymi historiami, aż staną się zdaniami. Nie tylko imiona silnych, tych z mocą.
To właśnie „opowieść”, anegdoty, historie uwiecznione na starych fotografiach i transmitowane w rozmowach, „kto tam był, kto się tam spotkał, co się tam wydarzyło…”, często wpływa na sposób myślenia o otaczającym nas świecie i zmienia jego stereotypy. Powtórzenie Akcjektóre opierają się na prostej potrzebie „lepszego życia”, skoncentrowany nacisk na temat „posiadania takich samych praw jak wszyscy inni”, rozpowszechniany wszędzie, gdzie to możliwe, od haseł graffiti, przez artykuły, wirusy i kultowe detonatory.
Tak było, gdy Hana Fabry w marszu po zabójstwie Juraja Vankuliča i Matúša Horvátha popchnęła Bratysławską Teplárnę do Edouarda Hegera w jego rękach tęczową flagę i tym samym zmusił konserwatywnego premiera do połączenia się z symbolem równości dla wszystkich, przynajmniej na jakiś czas.
Takie symbole korodują twardą i sztywną myśl, podkopując jej podstawę, zbudowaną z uprzedzeń, aż się łamie i kruszy.
Tak zmienia się społeczeństwo.
Na początku wielkich walk zawsze znajdzie się kilku „głupców” – kosztem wielkiego osobistego dyskomfortu, ośmieszenia i nieporozumienia. W końcu, kiedy queer staje się głównym nurtem, wszyscy mówią to samo, co kiedyś powiedziało niewielu.
Jak narodziła się PRIDE?
DUMA jest tłumaczona jako duma. Symbolizuje to, jak osoby LGBTI+ (i ich bliscy) spotykają się z upokorzeniem, chamstwem, niezrozumieniem, ostracyzmem.
Sam marsz był inspirowany tzw. zamieszkami na kamiennym murze.
O świcie 28 czerwca 1969 roku nowojorska policja dokonała nalotu na bar Stonewall Inn w Greenwich Village i aresztowała kilka osób „przebranych za płeć przeciwną”. Jednak zamiast zwykłej ucieczki, ludzie w barze zaczęli się bronić, zabarykadowali się w środku i z równą przemocą odpowiedzieli na policyjną przemoc.
Sytuacja się degeneruje i na ulicach Nowego Jorku wybucha fala zamieszek. Na ich planie powstało kilka organizacji, które zaczęły rozwijać działania pokazujące życie osób queer w całości, otwierające tematy związane z opieką zdrowotną, terapią, utrudnieniami na rynku pracy, brutalnością policji… życia, które odróżniało je od życia większości.
Rok później w tym samym miejscu odbył się pierwszy marsz „Pride” – ponownie jako Christopher Street Liberation Day pod hasłem: „Mów głośno, gej jest dumny”. Z dwudziestoletnim opóźnieniem tematyka queer dotarła także na Słowację. .
Zapożyczyłem tytuł tego artykułu „Chcemy wejść w legalność!” w poszukiwaniu tego samego nazwiska Veronika Valkovičová, Aktywizm lesbijski i gejowski w młodym demokratycznym państwie, a ona z kolei do zdjęcia z magazynu Atríbut g/lz z 2001 r., na którym kilka osób niesie transparent z tym napisem .
Nic bardziej precyzyjnie nie opisuje sytuacji osób LGBTI+ na Słowacji po upadku komunizmu, po powstaniu nowego państwa, w kultowych „latach dziewięćdziesiątych”.
Chociaż zawsze byli i zawsze tacy sami: siedzieli w biurach lub stali za taśmą produkcyjną, uczyli dzieci, grali w teatrze lub w serialach, byli piłkarzami lub sportowcami. Nawet sprzedawczyni za kasą może być dziwna, ale jak napisała analityczka Paula Jojárt: „Na zewnątrz nikt nie chciał o tym słyszeć.
Mówiono o nich, właściwie mówiono na różne sposoby – ale nie z dumą. Raczej w druzgocącym języku – o którym mówi się, że jest „przepracowany”, „gorący” lub „podgrzany”, najczęściej z radą „ty przede wszystkim nie bądź taki”. Lub „telefon”. Śmiali się z siebie, używając przezwisk takich jak „lesbijka”.
Rodzice o tym nie mówili, wstydzili się tak samo jak ich dzieci, nie mieli prawie żadnej wartościowej literatury ani profesjonalnego wsparcia. Nawet części ubrań miały obraźliwe nazwy – w końcu porządny facet nie mógł nosić „buzz bag” do dżinsów.
Wygląda na to, że większość osób LGBTI+ stara się nie zwracać na siebie uwagi, nie widziano ich w przestrzeni publicznej. W końcu kto chciałby przebywać w społeczeństwie, w którym nawet profesjonalna dyskusja o prawach człowieka skupiona jest na seksie, całkowicie oderwana od miłości, bliskości, od drobnego druku normalnego funkcjonowania?
Wystarczy przypomnieć medialne znaczenie deklaracji psychiatry Alojza Rakúsa, według których homoseksualizm można leczyć, mimo że psychiatria państw demokratycznych od dawna odrzucała terapie konwersyjne.
Przeciwstawianie się uprzedzeniom wyznaniowym nie było łatwe. Kilka jednak udało się odnaleźć i warto przypomnieć, kim byli i z jakimi tematami przybyli.
helpdesk@sme.sk abyśmy mogli Ci pomóc.” data-msg-btn-logout=”Zaloguj się jako inny użytkownik” data-msg-btn-close=”Pozostań zalogowany” >
„Całkowity ekspert w dziedzinie muzyki. Badacz Twittera. Miłośnik popkultury. Fanatyk telewizji przez całe życie”.